Kilka dni temu (a dokładniej z dwa tygodnie...) zmuszonam była stawić się w Zakładzie Urzędniczej Szamotaniny.
No a co załatwiałam? No... zmianę nazwiska ;)))
Przybyłyśmy (bo oczywiście Mamuśkowata nie puściłaby mnie samej bestii na pożarcie).
Już na wstępie byłam zagubiona - gdzie?! co?! JAK?!
Mama, nauczona doświadczeniem, podprowadziła mnie pod odpowiedni drzwi, zdobyła numerek i zostało już tylko czekać.
Z pół godziny później już siedziałyśmy przed przemiłą panią, która podsunęła mi odpowiedni druczek, wyjaśniła, co gdzie wpisać, a jeszcze zaktualizowała w systemu upoważnienie dla rodziców.
Wszystkie zmiany od razu zapisała w komputerze.
Kilka dni temu otrzymałam list z ZUSu, że zmiana nazwiska przebiegła pomyślnie,
Juhuuu!
Po raz pierwszy ZUS mnie nie zżarł, nie przetrawił i nie wypluł wymiętej i zdezorientowanej.
Po raz pierwszy wyglądało to tak, jak wyglądać powinno :)))
Chwała ZUSowi!
No jak nie trzeba załatwiać tam spraw związanych z pobieraniem od nim pieniędzy to potrafią być nawet mili :D Ja mimo wszystko nie przepadam za samą instytucją ale fakt faktem że jakość obsługi trochę się poprawiła ostatnio.
OdpowiedzUsuń