poniedziałek, 26 października 2020

Jestem onkologicznym cudem! 😎

 Dokładnie 29 czerwca 2019 roku wzięłam ostatnią porcję chemii. Minął rok, piękny i spokojny. Cudowny i bezcenny.

Mało pisałam. Bo to blog rakowy, a ja byłam chwilowo "zdrowa". Zasłużyłam, aby chociaż chwilę nie myśleć o skorupiaku. Jednak wracam. Jak widać ;) 

Dzisiaj znowu odwiedziłam onkologa, w środę mam tomografię, a od 4. listopada zaczynam na nowo chemię. No chyba, że tomografia wykaże jakąś inną przyczynę wodobrzusza, które mnie dopadło ;) 

Wyglądam jak w zaawansowanej ciąży. Z trojaczkami. Ciężko mi się siedzi, chodzenie wywołuje ból pępka (?!), ale czuję się stosunkowo dobrze. Znaczy się - nie łykam ton tabletek, nie ćpam przeciwbólowych na kilogramy, a z "mocnych" leków przerzuciłam się na... Paracetamol. I działa na mnie wręcz obłędnie! Czyli, bądźmy szczerzy, nic mnie nie napierdala, jak co to tylko ćmi i dokucza ;)

Ale ja nie o tym chciałam! 

Wiecie, jak to jest mieć swojego, dobrego lekarza? Zaczyna się od "wyglądasz obłednie!", leci przez "jesteś moim onkologicznym cudem!", a kończy się "przytuliłabym cię, ale ten covid...". Po czym mnie przytula i mówi, że liczyła na to, że już nigdy się nie spotkamy. Moja doktorka jest cudowna! Nie zrzędziła, że nie wpadłam na kontrolę, bo rozumie, że ja wiem, gdy coś jest nietentego. Wie, że życie to nie leżenie w szpitalu. I że jakość życia jest ważniejsza od jego długości :) Do tego jej zależy! Zwyczajnie i po prostu.

Jestem ogromnie wdzięczna światu, że postawił na mojej drodze kogoś takiego. Kogoś, za kim się tęskni, chociaż się wcale nie powinno ;) No bo, musicie przyznać, że trochę nienormalne jest tęsknienie za swoim onkologiem. A tęsknię za nią potrójnie za każdym razem, gdy nam do czynienia z innym lekarzem. A dzisiaj miałam ;)

Teraz idę poodpoczywać. Przy szydełku. Zasłużyłam! Wstałam w końcu o przed siódmą rano! Pierwszy raz od... Ponad roku. Yep. Od ostatniej chemii ;)

Tulam Was mocno!