wtorek, 15 sierpnia 2017

...bo ty już jesteś zdrowa.

Niewiele tekstów potrafi mnie wkurzyć tak, jak: "Łatwo ci mówić, bo już zdrowa jesteś!".

Zdrowa? Jeżeli ja jestem zdrowa to w dupie mam takie zdrowie.
W każdej chwili mogę znowu trafić na chemię, ciągle czuję platynę w kościach, szwy nie dają mi normalnie funkcjonować.

Dzień zaczyna się od ostrożnego rozciągania z szybką kalkulacją, co mnie boli, czy jestem w stanie wstać i co mam wziąć. Nawet jeśli rano nic mnie nie boli to wcale nie oznacza, że wieczorem będzie tak samo.
Nie ogarniam czasami, co mogę zjeść, czego nie mogę. Czasami nawet zwykła owsianka czy bułka wywołuje ból. I to niekoniecznie wątroby!
Żołądek mam tak spalony, że na dzień dobry czeka mnie stosik tabletek.
Nerki, zniszczone po chemiach i kontrastach, reagują na każdy przeciąg i każdy niedobór wody. Najgorzej jest w upały - wszystkie wypite płyny wypacam, a niewypłukane nerki bolą przy każdym ruchu.
Zęby dalej mi się łamią z byle powodu. Zmiany pogody owocują kłuciem w klatce piersiowej.

Jest jedna rzecz, która czyni mnie zupełnie zdrową i pełną siły.
Jest to olejek CBD z konopii.
To jest taka śmieszna (i tragiczna) luka: teoretycznie on nie jest nielegalny w Polsce. Nie zawiera THC, więc luz. Ale... Właśnie, ALE. Nie kupisz go w aptece, ani w żadnym innym oficjalnym sklepie. Bo jest z konopii. A konopia jest zła z zasady, nawet, jeżeli nie ma właściwości narkotycznych.
Dwa miesiące łykałam potulnie. I czułam się jak nowonarodzona.
Kropelki są na wyczerpaniu, oszczędzam jak się da. I z dnia na dzień czuję się gorzej.
No ale przecież w Polsce ich nie ma. Bo takie prawo.
Sprowadzane z zagranicy kosztują 500 zł za buteleczkę. Przy pełnej dawce starczą na miesiąc.
Nie stać mnie.
Normalnie w świecie mnie nie stać.
Nawet sumienie nie pozwala mi płacić pięć stów miesięcznie za... Normalność.

Czasami żałuję, że w ogóle się urodziłam. Albo, że rakowi nie udało się mnie zabić w pierwszym starciu.
Jednak zaraz potem daję sobie mentalnego strzała w pysk, poprawiam koronę i zapierniczam. Może ze strachem o jutro, może w niepewności i bólu, ale żyję.
I nie wypominam nikomu, że jest zdrowy.


* * * * * * * * *
Komentarze karmią blogera. Najedzony bloger to szczęśliwy bloger ;)

8 komentarzy:

  1. Lubię Cię podczytywać, lubię Twój optymizm, radość życia, celne riposty i poczucie humoru, tego czarnego też;-) To chyba taka prawidłowość, że ludzie, nie tylko doświadczeni przez raka, wolą podglądać jasną stronę życia i szukają pozytywnych dopalaczy.
    Tylko czasem się zastanawiam zaglądając do Ciebie i kilku innych onko - optymistek;-) co jest ze mną nie tak i dlaczego po przeszło dwóch latach od zakończenia leczenia czuję się co rano jakby jakiś taran przeorał mi organizm. No bo jak? Ty? Ta co uciekła spod łopaty i po tygodniu naświetlań i wlewce chemii wracała do domu z uśmiechem na ustach i zabierała się za sprzątanie. Ty nie dajesz rady? Jak nie Ty, to kto? Daj spokój kobieto. Ciesz się życiem.
    O tym się raczej nie mówi, nie pisze, nie rozmawia. Leczenie się skończyło, radź sobie sama. A że boli, że puchniesz jak balon, że czasem strach paraliżuje... To "TYLKO" skutki uboczne leczenia, da się z nimi żyć, a że czasem żyć się nie chce, to już Twój problem. Więc jakkolwiek to zabrzmi, dziękuję Ci za ten post i lecę spać, bo jutro kolejny malowniczy poranek i dzień pełen radości, czasem bardzo prawdziwej, a czasem mozolnie odegranej na potrzeby pozytywnego postrzegania przez świat i siebie samą. Pozdrawiam bardzo ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to to to! Skutki chemio- i radioterapii są długotrwałe i drażniące. Nie jesteśmy w tym same, wierz mi. Tylko o tym się nie mówi.
      Gdy już nie jesteś leczony to nagle znikasz z radaru. Zabierają ci prawo do marudzenia ;) Mimo, że nadal cierpisz, to już masz etykietkę "zdrowa" i "rób co chcesz".
      Powinna istnieć specjalizacja jak postonkolog czy coś. Żeby jakoś się ogarnąć po leczeniu.

      Ściskam Cię mocno i... nie jesteś sama <3 :*

      Usuń
  2. Ściskam Cię kochana i rozumiem.
    Dzielna dziewczynka, jakbyś jojczała bez przerwy to inaczej by Cie ludzie widzieli...

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprowadzane z zagranicy kosztują 500 złotych... Skąd dokładnie? Dużo jeżdżę, przywożę do kraju różne dziwne rzeczy (wszystko legalne ofc, ale niewystępujące w Polsce - kosmetyki, alkohole, takie tam). Może gdzieś dorwę za rozsądne pieniądze i Ci wyślę.
    To dla mnie nie problem :)
    Pozdrawiam,
    Dorota P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki <3
      Apteki na Słowacji i Czechach posiadają takie cuda. Tylko wymagana jest recepta (z tego co mi wiadomo), więc raczej lipa ;)))

      Usuń
  4. Ja olejek cbd kupuje w polskim sklepie internetowym z wiarygodnej stronki. Teraz sie obawiam czy prawdziwy hmm.Cena tez inna ale to zalezy od stezenia i pojemnosci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie 15% jest drogi jak diabli. Ale już mam na oku 10% 30ml za niecałe 400zl,calkiem znosnie :)

      Usuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)