środa, 26 listopada 2014

Kuchenne rewolucje... Czuję się taka, ach, medialna!

Tytuł próbowałam zamknąć w znaczniku html złożonym z <ironia></ironia>, ale nie wyszło. Ostatnimi czasy sporo mi rzeczy nie wychodzi. Za to rewelacyjnie ostatnio mi wchodzą chipsy. W każdej konfiguracji smakowej. Widział ktoś chipsy o smaku śledzi? Czekam na informację, skusiłabym się...
Ekipa z telewizji wpadła i wypadła, jakoś nie czuję się inaczej niż przed owym wywiadem. Tylko mamuśka się biedulka porozklejała jak moje buty po dwóch zimach. Przyznam się, że nawet nie wiedziałam, że ona aż tak to wszystko przeżywa. Dla mnie alien jest tylko przeszkodą, nie wyrokiem. Tego będę się trzymać. Amen. Kiedy materiał będzie emitowany jeszcze nie wiem, ale dam znać w razie czego.

Ale ja dzisiaj chciałam o czymś innym. Mianowicie o tym, że istnieje u nas w mieszkaniu magiczne pomieszczenie, do którego boję się wchodzić. Temat tabu. Gdy tylko tam wchodzę to staram się w miarę nie otwierać oczu. Na szczęście drogę do lodówki znam na pamięć, bo chodzi o kuchnię. Nie ukrywajmy - kucharka ze mnie żadna. W mojej jadłodajni w menu znajduje się jedynie rewelacyjna karpatka i brownie, jakiekolwiek mięso w sosie, pieczone udka z kurczaka i schabowe. Ostatecznie jeszcze krupnik ugotuję. Jednak z krupnikiem nie ryzykuję od momentu, gdy jako dodatek do drugiego dania chciałam ugotować kaszę pęczak. I ugotowałam. Tylko wyglądała dość dziwnie. Wołam Jeszcze Kawalera, pytam: "Eeee... Czy kasza zawsze ma takie czarne cosie?". Po głębszej analizie i dźgnięciu owego czarnego czegoś widelcem odkryliśmy nie tylko odwłok, ale również nóżki i czułki. Stworzenie zostało przeze mnie ugotowane żywcem razem ze stadem swoich pobratymców. I mam wyrzuty sumienia. Od tamtej pory nie gotuję kaszy, bo jeszcze coś przypadkiem zabiję. Zatem krupnik został wykreślony z menu grubą, czerwoną krechą. I oznaczony obok czaszką. Ale wracając do pichcenia - siedzimy na tym mieszkanku już ponad pół roku, a ja dalej nie ogarnęłam szafek w kuchni. Biorąc się do gotowania nigdy nie wiem, co jest w której szafce i czy to coś, co siedzi w lodówce od tygodnia wykształciło już technologię atomową, czy jest może raczej na poziomie piramid i faraonów. Poza tym łyżka nigdy nie chce w misce stać pionowo tylko kąpie się cała w masie do ciasta, noże są zawsze za tępe albo tak ostre, że uciacham sobie kawałek materiału genetycznego. A tarka to już zamach na moje palce. Poza tym mam tendencję do zapominania, że coś akurat stoi na gazie albo tkwi zamknięte w piekarniku. Dopóki właściciele mieszkania nie zmienili nam kuchenki na taką w wersji lux, posiadającą wbudowany minutnik, to o tym, że coś gotuję zwykle przypominał mi swąd palącego się mięsa (tajemnica moich przepysznych sosów ;)) albo Jeszcze Kawaler pytający "Czy ten piekarnik ma być włączony?". Oj, przepraszam. Historia z piekarnikiem była kilka dni temu, gdy zapomniałam włączyć minutnik. W poprzedniej kuchence piekarnik był w stanie mode off. Zwyczajnie nie działał. Tak to bywa, gdy sprzęt domowy mógłby posiadać certyfikat zabytku ;) Za to coraz lepiej idzie mi urozmaicanie obiadów. Wczoraj na obiad były na przykład eklerki zagryzane chipsami. A przedwczoraj paluszki rybne (nawet ich nie przypaliłam, ha!). Za to dzisiaj mam bardziej pracowite plany, gdyż zaplanowałam pierogi. Spokojnie - zamrożone już siedzą w zamrażarce. Chyba nie sądziliście, że porwałabym się na samodzielne lepienie czegokolwiek? ;) Ostatnio jak z Mamuśkowatą robiłyśmy pierogi ruskie to...uh. Ona zlepiła ze sto sztuk, ja może z dwadzieścia. Z czego ponad połowa z mojego dorobku się rozkleiła w gotowaniu. Ale będę się upierać, że Mamuśkowata specjalnie podłożyła mi jakiś felerny kawałek ciasta ;)
Jak widzicie - jestem idealną chorą kurą domową. Ale moja niechęć do kuchni wynika jeszcze ze względów estetycznych. Wspominałam już chyba, że nasze mieszkanie urządzone jest w stylu głębokiego PRLu, a przedpokój, łazienka i kuchnia są kwintesencją tego stylu. Jednak, o dziwo, to kuchnia mnie najbardziej gryzie po oczach. Z blatów roboczych mamy z 60cm, dodatkowo zajęte przez ekspress do kawy. Jest też stolik, oczywiście przykryty ceratą, na którym to głównie pichcę. Już dawno miałam zainwestować w obrus na niego, ale a) trzeba mieć co inwestować, b) obrus + kuchnia + ja = pięć obrusów na zmianę, po jednym na dzień. Lodówka stoi metr od okna, przez co robi się metrowa czasoprzestrzeń zajęta przez... wszystko, co tylko jest nam niepotrzebne. Głównie są to kartony po maślankach, mlekach i sokach. Czasami zabłądzi tam jakaś plastikowa butelka. To tak zwany koci raj. Jak nasze dwie gadziny tam wpadają to mamy je na trzy godziny z głowy. Pozostaje kwestia ścian. Jakieś dziwne ceramiczne kafelki w kfiotki na przemian ze starą, zmywalną tapetą imitującą deski w kolorze rozwolnienia niemowlęcego plus sufit malnięty na dziwny odcień moreli skrzyżowanej ze zgniłą brzoskwinią. Nienawidzę tej cholernej kuchni. Dlatego pozostanę przy zamkniętych oczach. Szczególnie w momencie, gdy w zlewie rośnie wieża Babel złożona ze szklanek i talerzy, a koty własnie skończyły ucztować, roznosząc zawartość misek po całej podłodze ;)
Ale jedno w naszej kuchni kocham - lodówkę po wizycie Mamuśkowatej! :D

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
SMS na numer 75 165 o treści: POMOC 6742
czyni mój świat lepszym :)

2 komentarze:

  1. Naprawdę jestem ciekawa tego wywiadu, jak oni wszystko przedstawią. Co do kuchni, to najprostszym rozwiązaniem zawsze jest zdarcie tapety i pomalowanie wszystkiego na biało i nawet te płytki w kwiotki nie będą aż tak straszyć :) Może teraz nie macie jak, ale za jakiś czas czemu nie :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff nareszcie mam czas odpisać:) poszperałam w programie aptecznym nawet inteligentna ta bestia jest:) Keronal foret x30 kosztuje na zniżkę 9,52 odpowiednik to Profenid 100mg x30 cena 6,68. Jeżeli chodzi o Ketonal Duo 150mg x30 to cena 13,84 jest odpowiednik ale ma mała ilość tabletek Bi-Profenid 150 x20tbl 7,53. Pisałaś o Dorecie faktycznie najlepiej opłaca się ona ale po 60 tabl i 90 bo te są na listach refundacyjnych:) 90 tabletek koztuje na "R" 6,64 a na "B" 0,00zł zdaje mi się że Ty masz na Bezpłatnie bo to są mocne bóle, zapytaj Pani doktor. Jeżeli chodzi o mieszkanie to my wynajmujemy od starszej kobitki epoka PRL kryształy,meble antyk.. za kotem chodzimy na okrągło aby nic nie zniszczyła:) Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)