Malutkim kroczkami sobie leci czas. A za nim ja, nawet w miarę nadążam. I umiem wydusić piękne momenty w bagnie codzienności...
Mamy poniedziałek, czas na podsumowanie Ambitnego Planu :)
1. Przeżyć.
Tadadadaaaa! Opakowanie Nimesilu zniknęło w moich trzewiach, ale jestem, działam, latam :)
2. Znaleźć jakiś samochód,
Ha! Znaleźliśmy. I to nie nawet nie "jakiś", ale dokładnie TEN, o którym marzylismy. Bardzo mało ich na rynku. Więc, gdy o 16:45 wystawiono ogłoszenie, o 17:30 je znalazłam, znalazłam ogłoszenie, to już o 19:30 podpisywalismy umowę ;)
Przedstawiam Wam naszego Szkodniczka, czyli Skodę Superb. Jejusiu, jaki on jest śliczny!
Ma klimatyzację! Kurcze, nie wiedziałam, że to taki cudowny wynalazek - wybierasz temperaturę i myk! masz dokładnie taką, jak chcesz :) Bajka. Czyli mamy czym jutro zajechać do Katowic ;) Szkodniczek zawładnął naszymi sercami i umysłami ;P
3. Pozbyć się prania - zrobione! Nawet firanki, które z pół roku czekały na myju-myju, zostały wyprane ;P
4. Porządek w rogowej szafce w kuchni - zaczęłam, ale tam jest cholernie dużo roboty. Jeszcze muszę pokatalogować nasionka na kiełki i dopiero mogę brać się za porządki właściwe.
5. Poukładać torby w szafie - zrobione. Poukładałam nie tylko torby, ale też ręczniki, chemię domową, akcesoria podróżne i gadżety zwierzaków. Szafa lśni ;)
Jak widać, tydzień dość owocny. Muszę przyznać, że rzeczywiście publiczna deklaracja zmienia nastawienie ;)
Na ten tydzień Ambitny Plan rysuje się tak:
1. Posadzić ziółka.
2. Post-niespodzianka na bloga ;)
3. Wypełnić papiery do fundacji.
4. Dokończyć porządki w kuchennej szafce rogowej.
5. Naprawić bazę.
6. Powiesić ziółka.
7. Skończyć szydełkować króliczynka.
W tym tygodniu dużo zadań, ale pierdółkowatych. Spokojnie mogłabym to ogarnąć w dwa dni, gdybym nie była taka połamana... A jutro niby zaczynam chemię. Kierwa.
Zaczynam się bać... ;)
Kto jeszcze deklaruje jakieś zadania na ten tydzień? ;>
Dziękuję Wam bardzo za ogrom wsparcia w ostatnich dniach. Ratujecie moją popękane duszyczkę i zdysharmonizowany światopogląd. Dziękuję :)))
Buziam Was ciepło :*
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą planowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą planowanie. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 27 sierpnia 2018
wtorek, 14 sierpnia 2018
Ambitny plan
Ale ostatnio szybko działam :)
Ledwo przedwczoraj w ogóle wpadł mi do głowy pomysł z klawiaturą fizyczną, a już dzisiaj na niej piszę ;)
Może robi troszkę za mało "klik klik", a bardziej "klisku-klisk" (takie połączenie mlask i klik ;)), ale za to jest pełnowymiarowa i nie muszę, w końcu!, skupiać się na szukaniu literek ;D
Tak, istnieje szansa, że będę teraz częściej pisać - nie muszę już wydobywać z otchłani najgłębszej szafki laptopa, później podłączać go do gniazdka (to już lekki zabytek, bateria padła mu z 2 lata temu), a później jeszcze modlić się, żeby w ogóle zechciał ruszyć.
Teraz tylko potrzebowałbym stojaka do telefonu, bo zupełnie nie widzę, co piszę ;P
No ale jestem. Tylko chciałam pisać o czymś innym, niż moja nowa, kochana i śliczna, klawiatura ;)
Zbliża się godzina zero. Czyli chemioterapia. Jest coraz bliżej... A ja usilnie staram się wykorzystać każdą chwilę szczątków wolności. Więc podjęłam ambitny plan, czyli zrobiłam listę rzeczy, które CHCĘ jeszcze w tym tygodniu zrobić :) Wiadomo, że publiczne deklaracje znacznie poprawiają stan wykonania założonego planu, więc... Deklaruję się!
Ambitny plan (13-19. 08. 2018):
1. Skoczyć do fryzjera i trzasnąć sobie oryginalny fryz
Po podliczeniu budżetu okazuje się, że chyba będę musiała zadowolić się domowym farbowaniem, ale... Może jeszcze wydarzy się jakiś cud i się uda ;P
2. Nowe zdjęcie profilowe
No... Chyba jako jedyna blogerka na świecie mam zdjęcie profilowe sprzed... Prawie dwóch lat ;P
3. Zbudować bazę na bakonie
Mamy fajny balkon, ale zupełnie nieużywany. Trzeba to zmienić!
4. Kupić klawiaturkę
Ha! Gotowe!
5. Zrobić dżemik i syropek
Wielki powrót do domowych przetworów :)
6. Wyjazd nad wodę
Bo w tym roku byliśmy tam tylko raz. A ja chcę się popluskać jeszcze :)
7. Nowy abonament telewizyjny
Skończyła nam się aktualna umowa i trzeba ją zaktualizować.
8. Oddać boczek rogówki do naprawy.
Chyba nie muszę tłumaczyć? ;p
9. Posprzątać w szafie w przedpokoju.
Bo zrobił się tam lekki syfek i strach ją otwierać...
10. Poukładać rzeczy w szafce rogowej w kuchni.
Po walce z molami spożywczymi, od dwóch tygodni ta szafka stoi pusta. Muszę ją na nowo zagospodarować :)
W niedzielę się wyspowiadam z tego, ile udało mi się zrealizować. Może nawet znów zrobię listę, na kolejny tydzień? :)
Zachęcam też Was do składania swoich deklaracji. W kupie siła!
Buziam Was mocno :*
Ledwo przedwczoraj w ogóle wpadł mi do głowy pomysł z klawiaturą fizyczną, a już dzisiaj na niej piszę ;)
Może robi troszkę za mało "klik klik", a bardziej "klisku-klisk" (takie połączenie mlask i klik ;)), ale za to jest pełnowymiarowa i nie muszę, w końcu!, skupiać się na szukaniu literek ;D
Tak, istnieje szansa, że będę teraz częściej pisać - nie muszę już wydobywać z otchłani najgłębszej szafki laptopa, później podłączać go do gniazdka (to już lekki zabytek, bateria padła mu z 2 lata temu), a później jeszcze modlić się, żeby w ogóle zechciał ruszyć.
Teraz tylko potrzebowałbym stojaka do telefonu, bo zupełnie nie widzę, co piszę ;P
No ale jestem. Tylko chciałam pisać o czymś innym, niż moja nowa, kochana i śliczna, klawiatura ;)
Zbliża się godzina zero. Czyli chemioterapia. Jest coraz bliżej... A ja usilnie staram się wykorzystać każdą chwilę szczątków wolności. Więc podjęłam ambitny plan, czyli zrobiłam listę rzeczy, które CHCĘ jeszcze w tym tygodniu zrobić :) Wiadomo, że publiczne deklaracje znacznie poprawiają stan wykonania założonego planu, więc... Deklaruję się!
Ambitny plan (13-19. 08. 2018):
1. Skoczyć do fryzjera i trzasnąć sobie oryginalny fryz
Po podliczeniu budżetu okazuje się, że chyba będę musiała zadowolić się domowym farbowaniem, ale... Może jeszcze wydarzy się jakiś cud i się uda ;P
2. Nowe zdjęcie profilowe
No... Chyba jako jedyna blogerka na świecie mam zdjęcie profilowe sprzed... Prawie dwóch lat ;P
3. Zbudować bazę na bakonie
Mamy fajny balkon, ale zupełnie nieużywany. Trzeba to zmienić!
4. Kupić klawiaturkę
Ha! Gotowe!
5. Zrobić dżemik i syropek
Wielki powrót do domowych przetworów :)
6. Wyjazd nad wodę
Bo w tym roku byliśmy tam tylko raz. A ja chcę się popluskać jeszcze :)
7. Nowy abonament telewizyjny
Skończyła nam się aktualna umowa i trzeba ją zaktualizować.
8. Oddać boczek rogówki do naprawy.
Chyba nie muszę tłumaczyć? ;p
9. Posprzątać w szafie w przedpokoju.
Bo zrobił się tam lekki syfek i strach ją otwierać...
10. Poukładać rzeczy w szafce rogowej w kuchni.
Po walce z molami spożywczymi, od dwóch tygodni ta szafka stoi pusta. Muszę ją na nowo zagospodarować :)
W niedzielę się wyspowiadam z tego, ile udało mi się zrealizować. Może nawet znów zrobię listę, na kolejny tydzień? :)
Zachęcam też Was do składania swoich deklaracji. W kupie siła!
Buziam Was mocno :*
wtorek, 22 sierpnia 2017
Wstać i żyć - nie takie proste.
Wiem, że zagląda tu mnóstwo osób chorych na wszelakie paskudztwa. Zdaję sobie też sprawę z tego, jak cierpi psychika, gdy jest się przez kilka(naście) miesięcy przykutym do łóżka.
Opieka medyczna umywa ręce w momencie, gdy przestają leczyć ciało. Możesz latać do psychologa, ale... gdy jest z Tobą źle to zwyczajnie Ci się nie chce. Albo nie masz siły.
Kilka miesięcy spędziłam w stadium półroślinnym.
Spałam, wstawałam, przenosiłam się na rozkładany fotel w dużym pokoju i... spałam dalej.
Podobało mi się to? Nie, absolutnie. Ale nie miałam najmniejszej motywacji do zrobienia czegokolwiek.
Moim wybawieniem okazał się... notes i długopis.
Jak dziś pamiętam pierwszą listę zadań, którą w nim napisałam:
- wstać
- złożyć fotel
- zjeść śniadanie na siedząco
- zadzwonić do Mamy
- zadzwonić do Krzysia.
Dzień później do listy dorzuciłam:
- obejrzeć Shreka.
Kolejny dzień później:
- przeczytać "Małego Księcia".
Po jakimś tygodniu napisałam: "Założyć bloga".
Z dnia na dzień dorzucałam sobie zadań. Nie były ambitne. Były wręcz banalne, ale dzięki temu kładłam się wieczorem do łóżka z myślą, że zrobiłam wszystko, co chciałam.
Od tamtej pory ja i notesik jesteśmy nierozłączni. Nastał już bodajże szósty zastępca pierwszego notatnika, a ja powoli wracam do żywych. Bardzo żywych.
Z czasem zaczęłam rysować tabelki na miesiąc i tydzień, żebym mogła cokolwiek zaplanować. Pojawiły się całe projekty, plany diety i treningów.
Dopiero później, dużo później, dowiedziałam się, że taki system nazywa się Bullet Journal (klik!).
No i bujam się z nim już z trzy lata. Jest moim przyjacielem. Leczy moją wodę w mózgu, powoli zamieniając ją na olej.
Zapisuję wszystko, co wydaje mi się ważne, żeby już o niczym nie zapominać.
Bo powiem Wam, że po chemii to ja czasami nawet zapominałam, jaki mamy nie tylko dzień tygodnia, ale nawet miesiąc czy rok!
Teraz zapisuję, co jem, co piję, ile ćwiczę, do kogo mam się odezwać, kiedy opłacić rachunki, co w domu wymaga zrobienia, kto u mnie coś zamówił, wszelakie terminy. System ciągle doskonalę.
90% notek powstało najpierw w moim plannerku.
Jak wspiszecie w Googlach "bullet journal" to wyskoczą Wam zdjęcia pięknie prowadzonych, kolorowych notatników, gdzie wszystko ma swoją tabelkę, rubryczkę, obrazek.
Mój wygląda raczej jak brudnopis, jest czarno-niebieski, czasami pojawi się w nim jakaś zagubiona naklejka. Ale działa. I o to w tym chodzi :)
Najładniejsza z moich tabelek:
A to aktualny tracker diety: na fioletowo zaznaczone godziny snu, pionowymi czarnymi kreskami zaznaczam posiłki, wpisuję też ilość wypitej kawy i wody, zjedzone kcal i spalone kcal. Taka tabelka pomaga mi trzymać się w ryzach ;)
Zwykle po prostu piszę, bazgrolę. Raz-dwa razy na tydzień biorę zakreślacz i zaznaczam rzeczy, które rzeczywiście są ważne.
Polecam taki planer z całego serca. Dlaczego?
Bo na pewno masz w domu narzędzia, których potrzebujesz: kawałek kartki i coś do pisania.
Fizycznie potrzebujesz tylko tych dwóch rzeczy, aby wrócić do normalności.
Cała reszta zależy od Ciebie.
Notatnik jest Twoją wędką - co z nią zrobisz, zależy tylko od Ciebie :)
Opieka medyczna umywa ręce w momencie, gdy przestają leczyć ciało. Możesz latać do psychologa, ale... gdy jest z Tobą źle to zwyczajnie Ci się nie chce. Albo nie masz siły.
Kilka miesięcy spędziłam w stadium półroślinnym.
Spałam, wstawałam, przenosiłam się na rozkładany fotel w dużym pokoju i... spałam dalej.
Podobało mi się to? Nie, absolutnie. Ale nie miałam najmniejszej motywacji do zrobienia czegokolwiek.
Moim wybawieniem okazał się... notes i długopis.
Jak dziś pamiętam pierwszą listę zadań, którą w nim napisałam:
- wstać
- złożyć fotel
- zjeść śniadanie na siedząco
- zadzwonić do Mamy
- zadzwonić do Krzysia.
Dzień później do listy dorzuciłam:
- obejrzeć Shreka.
Kolejny dzień później:
- przeczytać "Małego Księcia".
Po jakimś tygodniu napisałam: "Założyć bloga".
Z dnia na dzień dorzucałam sobie zadań. Nie były ambitne. Były wręcz banalne, ale dzięki temu kładłam się wieczorem do łóżka z myślą, że zrobiłam wszystko, co chciałam.
Od tamtej pory ja i notesik jesteśmy nierozłączni. Nastał już bodajże szósty zastępca pierwszego notatnika, a ja powoli wracam do żywych. Bardzo żywych.
Z czasem zaczęłam rysować tabelki na miesiąc i tydzień, żebym mogła cokolwiek zaplanować. Pojawiły się całe projekty, plany diety i treningów.
Dopiero później, dużo później, dowiedziałam się, że taki system nazywa się Bullet Journal (klik!).
No i bujam się z nim już z trzy lata. Jest moim przyjacielem. Leczy moją wodę w mózgu, powoli zamieniając ją na olej.
Zapisuję wszystko, co wydaje mi się ważne, żeby już o niczym nie zapominać.
Bo powiem Wam, że po chemii to ja czasami nawet zapominałam, jaki mamy nie tylko dzień tygodnia, ale nawet miesiąc czy rok!
Teraz zapisuję, co jem, co piję, ile ćwiczę, do kogo mam się odezwać, kiedy opłacić rachunki, co w domu wymaga zrobienia, kto u mnie coś zamówił, wszelakie terminy. System ciągle doskonalę.
90% notek powstało najpierw w moim plannerku.
Jak wspiszecie w Googlach "bullet journal" to wyskoczą Wam zdjęcia pięknie prowadzonych, kolorowych notatników, gdzie wszystko ma swoją tabelkę, rubryczkę, obrazek.
Mój wygląda raczej jak brudnopis, jest czarno-niebieski, czasami pojawi się w nim jakaś zagubiona naklejka. Ale działa. I o to w tym chodzi :)
Najładniejsza z moich tabelek:
Zwykle po prostu piszę, bazgrolę. Raz-dwa razy na tydzień biorę zakreślacz i zaznaczam rzeczy, które rzeczywiście są ważne.
Polecam taki planer z całego serca. Dlaczego?
Bo na pewno masz w domu narzędzia, których potrzebujesz: kawałek kartki i coś do pisania.
Fizycznie potrzebujesz tylko tych dwóch rzeczy, aby wrócić do normalności.
Cała reszta zależy od Ciebie.
Notatnik jest Twoją wędką - co z nią zrobisz, zależy tylko od Ciebie :)

Subskrybuj:
Posty (Atom)