Kocham jesień. Serio serio. I piszę to bez sarkazmu tudzież cynizmu.
Lubię ciepłe, lecz nieupalne dni, chłodne wieczory, szybkie nadchodzenie zmroku i siedzenie pod kocykiem.
No ale szlag mnie trafia, że na dworze po 10 stopni, a tu nie zamierzają grzać!
Kaloryfery zimne, piździ w stópki, strach wejść pod prysznic, bo wychodząc z łazienki można zamarznąć. A ja latam po mieszkaniu z chusteczką przy nosie i staram się nie zakichać wszystkiego naokoło.
Zimno mi jak diabli. Nawet teraz siedzę w pluszowych spodniach, a stópki strategicznie powinęłam pod zadek, coby mi nie przymarzły do podłogi.
Zmarzluch się ze mnie zrobił.
Wieczory (a i dnie, które wyraźnie się do wieczorów upodabniają) spędzam przy moim nowym krośnie, sporządzonym przez mego Mężnego z rurek PCV.
No i wyszywam, dnie i noce (bo tak średnio do 3. nad ranem... ;)). Postępy w hafcie widać, aczkolwiek nie zadowalają mnie wystarczająco. Jakaś taka wymagająca jestem.
Ubiegły tydzień spędziłam jednak głównie w pozycji horyzontalnej. Rak (aka skurwiel) postanowił o sobie przypomnieć i poruszał mi wątróbką. Gdy już odczepił się wątroby to doczepił się do kręgosłupa.
I nie wiem, czy się obudził, czy zwyczajnie zwapnienia plus zmiana pogody będą dawać takie objawy.
Ale już jestem. Żyję. Śmigam. Czyli jest dobrze (bo nie jest źle ;)).
Odstawiam media. Nie mogę patrzeć na te krzywe, zakłamane ryje naszych rządzących. Nie mogę patrzeć na ich zakłamanie, manipulanctwo i próbę zniewolenia narodu.
Ale o tym chyba napiszę osobną notkę. Póki co udaje mi się nie utytłać bloga w polityce.
Ale już nie wytrzymuję. Hipokryzja kocioła i dyktatura pizdowska podnoszą mi ciśnienie.
A ja się dziwię, że ciągle boli mnie głowa...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą haft. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą haft. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 27 września 2016
wtorek, 20 września 2016
Sfokusowana!
No. Wróciłam na dobre do wyszywania :)
Idzie tak z kopyta i w ogóle... ;)
W piątek skończyłam żabki. Żabki, które zaczęłam wyszywać w czerwcu 2014, w szpitalu na diagnozowaniu raczyska. Jakoś źle mi się kojarzyły, ale... są!
Tak, to ja wyszyłam, tymi oto łapkami *macha witkami*
Wygląda jak zdjęcie, nie jak haft. Dumnam jak diabli!
Teraz lecę z... panterkami. Największy wzór, jaki kiedykolwiek popełniłam.
Po pięciu dniach wyszywania mam... 5%. Dokładnie 1529 krzyżyków. Z 30 tysięcy. Ekhem ;)
Chłop chce mieć to już za miesiąc powieszone w sypialni. Musiałabym nic nie robić, tylko wyszywać. Nie spać, nie jeść, nic nie robić...
No i w sumie nic nie robię, tylko wyszywam. Wszystko inne zeszło na drugi plan.
Mimo to chałupka ogarnięta, obiad ugotowany. Taka zdolnam!
W sobotę odkryłam urok posiadania porządku w chałupie.
Wieczorem dzwoni Świadek, że wpadną do nas za jakieś pół godzinki.
A ja... wyszywałam dalej. Nie musiałam robić totalnie nic.
Zero stresu :)
Oj, jak ja lubię tą cholerną aplikację! :D
środa, 14 września 2016
Luna
Miała być notka z dużą ilością zdjęć...
,,,ale Blogger powiedział NIE.
No to macie zdjęcie przedwczoraj ukończonego haftu ;)
Jakość zdjęcia straszna, no ale mówi się trudno ;)
Ciekawostka - zaczęłam go wyszywać 22 lipca 20...12 roku.
Bite cztery lata.
Ale warto było :)
No, a notka o supełkach na podłodze będzie jutro. O ile Blogger zezwoli o.O
,,,ale Blogger powiedział NIE.
No to macie zdjęcie przedwczoraj ukończonego haftu ;)
Jakość zdjęcia straszna, no ale mówi się trudno ;)
Ciekawostka - zaczęłam go wyszywać 22 lipca 20...12 roku.
Bite cztery lata.
Ale warto było :)
No, a notka o supełkach na podłodze będzie jutro. O ile Blogger zezwoli o.O
Subskrybuj:
Posty (Atom)