Pokazywanie postów oznaczonych etykietą haft. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą haft. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 września 2016

Jesienna deprecha

Kocham jesień. Serio serio. I piszę to bez sarkazmu tudzież cynizmu.
Lubię ciepłe, lecz nieupalne dni, chłodne wieczory, szybkie nadchodzenie zmroku i siedzenie pod kocykiem.

No ale szlag mnie trafia, że na dworze po 10 stopni, a tu nie zamierzają grzać!
Kaloryfery zimne, piździ w stópki, strach wejść pod prysznic, bo wychodząc z łazienki można zamarznąć. A ja latam po mieszkaniu z chusteczką przy nosie i staram się nie zakichać wszystkiego naokoło.
Zimno mi jak diabli. Nawet teraz siedzę w pluszowych spodniach, a stópki strategicznie powinęłam pod zadek, coby mi nie przymarzły do podłogi.

Zmarzluch się ze mnie zrobił.

Wieczory (a i dnie, które wyraźnie się do wieczorów upodabniają) spędzam przy moim nowym krośnie, sporządzonym przez mego Mężnego z rurek PCV.


No i wyszywam, dnie i noce (bo tak średnio do 3. nad ranem... ;)). Postępy w hafcie widać, aczkolwiek nie zadowalają mnie wystarczająco. Jakaś taka wymagająca jestem.

Ubiegły tydzień spędziłam jednak głównie w pozycji horyzontalnej. Rak (aka skurwiel) postanowił o sobie przypomnieć i poruszał mi wątróbką. Gdy już odczepił się wątroby to doczepił się do kręgosłupa.
I nie wiem, czy się obudził, czy zwyczajnie zwapnienia plus zmiana pogody będą dawać takie objawy.
Ale już jestem. Żyję. Śmigam. Czyli jest dobrze (bo nie jest źle ;)).

Odstawiam media. Nie mogę patrzeć na te krzywe, zakłamane ryje naszych rządzących. Nie mogę patrzeć na ich zakłamanie, manipulanctwo i próbę zniewolenia narodu.
Ale o tym chyba napiszę osobną notkę. Póki co udaje mi się nie utytłać bloga w polityce.
Ale już nie wytrzymuję. Hipokryzja kocioła i dyktatura pizdowska podnoszą mi ciśnienie.
A ja się dziwię, że ciągle boli mnie głowa...

wtorek, 20 września 2016

Sfokusowana!

No. Wróciłam na dobre do wyszywania :)
Idzie tak z kopyta i w ogóle... ;)

W piątek skończyłam żabki. Żabki, które zaczęłam wyszywać w czerwcu 2014, w szpitalu na diagnozowaniu raczyska. Jakoś źle mi się kojarzyły, ale... są!


Tak, to ja wyszyłam, tymi oto łapkami *macha witkami*
Wygląda jak zdjęcie, nie jak haft. Dumnam jak diabli!

Teraz lecę z... panterkami. Największy wzór, jaki kiedykolwiek popełniłam.


Po pięciu dniach wyszywania mam... 5%. Dokładnie 1529 krzyżyków. Z 30 tysięcy. Ekhem ;)
Chłop chce mieć to już za miesiąc powieszone w sypialni. Musiałabym nic nie robić, tylko wyszywać. Nie spać, nie jeść, nic nie robić...
No i w sumie nic nie robię, tylko wyszywam. Wszystko inne zeszło na drugi plan.
Mimo to chałupka ogarnięta, obiad ugotowany. Taka zdolnam!

W sobotę odkryłam urok posiadania porządku w chałupie.
Wieczorem dzwoni Świadek, że wpadną do nas za jakieś pół godzinki.
A ja... wyszywałam dalej. Nie musiałam robić totalnie nic. 
Zero stresu :)

Oj, jak ja lubię tą cholerną aplikację! :D

środa, 14 września 2016

Luna

Miała być notka z dużą ilością zdjęć...
,,,ale Blogger powiedział NIE.

No to macie zdjęcie przedwczoraj ukończonego haftu ;)


Jakość zdjęcia straszna, no ale mówi się trudno ;)
Ciekawostka - zaczęłam go wyszywać 22 lipca 20...12 roku.
Bite cztery lata.
Ale warto było :)

No, a notka o supełkach na podłodze będzie jutro. O ile Blogger zezwoli o.O