sobota, 30 kwietnia 2016

Wątrobowe paranoje

Każdy rakowiec, a tym bardziej każdy wątro-rakowiec, ma pewnego bzika. Wręcz obsesję.
Dotyczy ona żółci. W sensie - żółtego koloru.


Wystarczy usłyszeć od lubego coś w stylu "Wiesz, że coś nie tak u ciebie z wątrobą? Masz żółty odcień skóry" i nagle dostajesz szału.
Kilka dni temu Kawaler rzucił mi własnie takim tekstem.
Wpadłam w lekką paranoję.
Odgrzebałam nawet starą skalę bieli, która była dołączona do pasty do zębów.
I tak z uporem maniaka przykładam go do oczu, aby sprawdzić, czy białko dalej jest białe, czy może już wpada w odcień żółci.

Dzisiaj powstała już sytuacja skrajna.
Patrzę na wnętrze dłoni, a ono żółte czystą żółcią!
Biegnę po moją miarkę, przykładam do oka. Niby bez zmian, biel niemal idealna.
W panice szoruję ręce. Gąbką, szczotką, wszystkim, co wpadnie w dłonie.
Nawet niechcący zahaczam spojrzeniem o Domestos, śmiejący się ze mnie z półki.
Ale... kolor puszcza. Skóra znów różowiutka.
Zerkam jeszcze raz do lusterka. Wokół ust żółta ramka.
Yhym...

Zawał z powodu kanapki z musztardą?
Jak widać - da się ;)

2 komentarze:

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)