czwartek, 28 maja 2015

Umieralnia


Jak tu smętnie, jak tu smutno!
Ostatnio leżałam na nowym oddziale, tam to była wieczna impreza. Zachowywaliśmy się jak w sanatorium, a nie w szpitalu.
A tu trwa licytacja, kto ma gorzej. Pani z sali próbowała mnie nawet nauczać!
Kupiłam sobie cukierki, wcinam na śniadanie (bo oficjalne śniadanie to bułka z pasztetem, moja wątróbka to wybredna suka, nie ruszam).
Pani - Nie jedz na czczo, bo sobie żołądek zepsujesz jak ja! Wrzody od tego mam.
Ja - Ile pani ma lat?
P - 67.
J - To ja jeszcze czterdzieści lat powcinam słodycze. A jak będę mieć sześćdziesiąt siedem na karku to będę tak dumna, że pokonałam raczysko, że nawet wrzody żołądka mi nie popsują humoru!
Wiem, byłam niemiła, przepraszam. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina, że wkurwiają mnie natchnione marudy.
Nie wiem czemu nie potrafią docenić tego, że dane im było móc się zestarzeć.
Mieć dzieci, a nawet wnuki.
A narzekają.
Że leczą się piętnaście lat (Ukraść rakowi aż piętnaście lat! Toż to niemal cud!).
Że są za młode. Że nie chcą umierać.
Ludzie, od raka się rzadko umiera. Z rakiem trzeba żyć.
I tylko uprzykrzać mu żywot ciągłym leczeniem :-P
Najbardziej zabójcza jest, no cóż, chemia.
Ale wytłumacz to komukolwiek, ech...
Z przykrością stwierdzam, że jestem przerzutową rekordzistką na oddziale. Nikt nie ma tego tyle co ja.
A tylko ja się uśmiecham.
Wcinam cukierki i frytki.
Czytam Marka Twaina.
Latam po oddziale odwiedzając znajomych.
I uciekam do Żabki co dwie godziny. Bo dostałam nową kartę lojalnościową i trzeba korzystać.
A mają promocję na lody. Mniam.
A w ogóle to w ciągu niecałego tygodnia schudłam 4kg. I, paskudy, zamiast cieszyć się moim szczęściem to mnie opierdzielają.
Mam nie chudnąć.
Krwa. Kiedy ja chcę :-P
I, nie wiem czemu, wszyscy w tym szpitalu wstają po szóstej.
Ja śpię do dziewiątej...
Bo co innego tu robić?
Poza czytaniem Twaina i jedzeniem, oczywiście ;-)
A w ogóle to mam stresa przed rezonansem. Nie dość, że to moje najnieulubieńsze badanie obrazowe, to jeszcze jego wynik powie, co z alienami na watrobie.
Czy nowa chemia daje radę.
I czy mój ostatni nawrót sił witalnych to czasem nie jest tylko efekt placebo.
Chcę do nowego domku.
Do Kawalera. Do kociaków.
I do mojej nowej lodówki.
Z opiekanymi śledziami i makrelą w pomidorach <3

9 komentarzy:

  1. Mnie tez takie marudne baby doprowadzaja do szalu. Niekiedy to az sie we mnie gotuje jak jojcza nad swoimi pseudo problemami zdrowotnymi w stylu odcisk na malym paluszku.Trzymam kciuki za dobry wynik rezonansu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedna kobitka ma pierwszą chemię. Uzala się nad sobą strasznie. Chill out, frytki i filmiki z małymi kotkami ;)

      Usuń
  2. Cierpliwosci Lucynko!
    mnie tez wkurkaja takie baby co to mowia "o !! nie jedz batonika bo zaszkodzi "tiaa zaszkodzic to moze takie biadolenie wlsnie i to od 6h rano ?brrrrr ! Trzymaj sie kochana , szybko uciekaj od tych "bab"bo szpital faktycznie smetny :( nie ma jak to w domku z kochanymi kociakami. aa ..zreszta powinni Ci zrobic wyniki, foto itp w pare godzin a nie trzymac tak jak w pace , ale dobrze, ze masz przepustke :))) jutro robie frytki ;)solidarnie"o!
    na nudy polecam gierki tzw.minutowki:
    http://escapegames7.com/
    trzym sie :*
    troll

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm. Zakładamy frytkową grupę lojalnościową? :D

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Powiedziałabym, że bardziej sci fiction, ale niech będzie i fantastyka ;) Dzięki i buziam :)

      Usuń
  4. Lucy słuchawki na uszy,fajna muza i miej wywalone na marudne mohery.Pozdrawiam i całuję:) ( dziś też wpierdzielam frytki)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsze jest jak moherki padają na kolana przed księdzem... A nie mają siły wstać sobie po obiad :p Frytki rządzą :D

      Usuń
    2. Najlepsze jest jak moherki padają na kolana przed księdzem... A nie mają siły wstać sobie po obiad :p Frytki rządzą :D

      Usuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)