Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdjęcia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdjęcia. Pokaż wszystkie posty

środa, 3 października 2018

Uuuch... Migawki z września.

Ostatnio brakuje mi samozaparcia do prowadzenia bloga. Wiecie, cały świat runął mi na łeb, a ja tylko niemrawo próbuję się wygrzebać spod gruzów.

W piątek byłam w Katowicach, chemii nie dostałam. Było to do przewidzenia, bo w oskrzelach siedziały mi małe świerszczyki i wygrywały serenady. Oddelegowali mnie na jutro.
Co (mało) zabawne, antybiotyk gówno dał i dalej cherlam jak stary gruźlik. A chemią już muszą mnie pizdnąć, bo przerwa od poprzedniej się niebezpiecznie rozciąga. Zobaczymy.

Czas na migawki z września  Mało ich, bo... Wiecie zresztą. Ale te troszkę Wam pokażę :)

Pogodziłam się z koralikami  Na chwilę ;) 

Wydziergałam sobie koronkową czapeczkę :) Nie, jeszcze nie wyłysiałam ;p

W drodze do Żywca. Uwielbiam widoki za oknem podczas podróży. W ogóle uwielbiam podróże naszą Anabellką :) 

Rozpiździaj w dużym pokoju, czyli... Stawiamy większe akwarium ;D
Muszę Wam powiedzieć, że Czabajek jest mistrzem odciągania uwagi. W dzień śmierci Taty przywiózł mi to bydle do domu. Wyhaczył je za 250zł, z szafką i pokrywą. 
Dla niewtajemniczonych - takie zestawy używane kosztują zwykle około tysiąca, nowe około czterech tysięcy. 
Myślałam, że takie okazje to tylko w Wojnach Garażowych ;) 
Baniaczek ma półtora metra długości i 450l pojemności. To daje bardzo dużo radosnych uśmiechów Lucynki ;) 
I zamiast siedzieć i płakać, płukałam piasek, myłam kamienie, łapałam rybki. 
Dobrze mieć takiego męża :) 

...który zawiesza się, gapiąc na puste jeszcze akwarium ;p

Na koniec - modelka! Ciemka w pełnej krasie :) 

No i to by było na tyle. Reszty września nie chcę pamiętać.

piątek, 31 sierpnia 2018

Migawki - sierpień 2018

Obiecałam tajemniczą serię postów ;)
I oto, co wymyśliłam! Nie robię zbyt wielu zdjęć, ale jednak trochę ich robię, więc chciałabym je jakoś wykorzystać ;)

Lecimy z koksem? :)

Gacuś po stylizacji uszu na Curla. Chyba mu się nie spodobało ;p

Paczka z włóczki. Uwielbiam!

Czarek z ozorem na wierzchu ;) 

I "zachwycona" sesją Ciemka :D

 Robię syrop i dżemik z wiśni! 🍒 
Nie dotrwają do zimy, za dobre wyszły 😂 

Baza zaraz po zabazowaniu :) 

Peppa i George. Najtrudniejsze zamówienie ever. 
Nie dość, że nie lubię tej bajki, to jeszcze strasznie nie podobają mi się te świnki. 
Ale Mała zadowolona, więc chyba się udało :) 

A tu Czarek zepsuł mi bazę... 

...i za karę musiał pozować do zdjęcia ;p

Nowa profilówka ;) 

Szkodniczek aka Anabel, godzinkę po zakupie :)

Ciema padła na pysk. 

A Czarek zawładnął MOJĄ, kurna, bazą. 

Nowy termofor, bo stary pękł mi pod tyłkiem. 
I to jeszcze dzień po naświetlaniu, kiedy bardzo go potrzebowałam...

Nowe zioła posiane :) 

Wracamy z chemii naszą Anabelką :) 

Ostatnia maskotka - króliczynka. 
Wyszła nie dość, że urocza, to jeszcze ogromna :D

Nowy plecaczek. A co ja się będę bawić w "jestem dorosła"? ;) 
A do zestawu... 

...futerkowy notes z kucykami! 
Pielęgnuję dziecko w mojej duszy ;) 

Opisane przyprawy... 

...i nasiona na kiełki. 
Powód, dla którego aż tak długo zajęły mi porządki w szafce w kuchni ;) 



Co sądzicie o takim miesięcznym sprawozdaniu fotograficznym? :) 

Z aktualności:
We wtorek dostałam chemię. Noc po niej była straszna, bo żarcie z całego dnia nie chciało mi się utrzymać w żołądku. Na szczęście w środę już się unormowało. 
Od wczoraj za to prawie nic nie jem, bo mam jakąś dziwną gulę w gardle. Podejrzewam, że to na tle nerwowym, bo z Tatą dalej kiepsko. Nie widziałam się z nim od poniedziałku i strasznie tęsknię. Krzysiek w pracy po 16h dziennie, wraca o 22, a ja autobusem nie dojadę do Jastrzębia do szpitala. Ledwo umiem z psem wyjść. Nasze spacery z resztą wyglądają dość tragikomicznie - testujemy każdą ławkę po drodze ;) Ale jakoś dajemy radę. 
W ustach mam znowu Hiroszimę, nic mi nie smakuje. I od wtorku zjechałam 3kg. Trochę mnie to martwi. A trochę nie - mogę wcinać moje ukochane batoniki muesli ;p
Troszkę energii dają... A ile radości! 😂 


środa, 22 sierpnia 2018

Życie lubi wkurwiać.

Od rana zastanawiam się, czy jest w ogóle dzisiaj sens pisać notkę. Zwykle unikam tego, gdy jestem zła, smutna lub rozdrażniona.

W poniedziałek wylądowałam na onkologii w Katowicach. Celem wizyty była pierwsza dawka chemii, ale onkolożka, po konsultacjach z radiologiem, wysłała mnie na radioterapię kręgu th9.
Miałam już wcześniej naświetlania, codziennie przez tydzień, więc się nie bałam żadnych skutków ubocznych. No... A mnie poskładało.
Bolą plecy, oskrzela, przełyk. Nie sądziłam, że JEDNO naświetlanie może wywołać aż takie spustoszenie...

No i sobie leżę w łóżku. Wczoraj było okropnie. Dzisiaj jest nawet znośnie, ale tylko pod warunkiem, że nie ruszam dupy z łóżka. Nawet siedzenie przez minutę w WC powoduje ostry atak bólu. No masakra. Do tego nie umiem przełykać. Dokładnie pod liniami, które narysowali mi brzuchu, gdzieś w okolicy końca mostka, przy każdym kęsie czuję gulę i pieczenie. Jakiś jebany armagedon...

Inna sprawa, że zepsuła się nasza Zielona Strzała. Jesteśmy bez samochodu. Da się nim dojechać do sklepu i spowrotem, ale Czabajek nie chce ryzykować dłuższych tras, bo... Może nam odpaść przednie koło. Coby było śmiesznie - w lipcu, gdy wracaliśmy z rodzicami z Katowic, popsuł się ich samochód. Stoi na parkingu przed blokiem, tak samo jak nasz pod naszym blokiem. O ile jeszcze u rodziców trzeba tylko pokombinować z olejem silnikowym (bo nam się zapalił w trasie... ;p), to koszt naprawy naszego wychodzi ponad 5k. Czyli pięciokrotnie przewyższa wartość samochodu. Stwierdziliśmy, że czas najwyższy kupić nową brykę (w sensie - trochę nowszą od Lanosika), coby chociaż jeden sprawny samochód był w rodzinie.

No i pojechaliśmy sobie w niedzielę oglądać samochodzik - według ogłoszenia igiełka, ładny, sprawny, nic, tylko brać. Podjeżdżamy, a tam stoi grat. Rdza wszędzie, wpierdala całą karoserię tak, że aż słychać chrupanie. Normalnie załamka...

Od tamtej pory oboje się poddaliśmy. Nie umiemy znaleźć totalnie nic ciekawego, mieszczącego się w naszej zdolności kredytowej. Ja leżę, Czabajek ciągle w pracy... A do wtorku musimy kupić samochód, bo nie mamy jak dojechać na chemię (a dokładniej - jak wrócić). A coś czuję, że mnie pozamiata gorzej, niż ta radio.

Dobra, koniec jęczenia. Czas podsumować Ambitny Plan z zeszłego tygodnia. O dziwo, poszedł całkiem sprawnie :)))

1. Skoczyć do fryzjera - zrobione!
Imprezę zasponsorowała Ewa. Powiem Wam, że... Rozumiem, dlaczego kobiety uwielbiają wizyty u fryzjerów. Przez dwie godziny nie interesował mnie telefon, bałagan w domu, obiad, koty, pies, mąż. Byłam sobie tylko ja i fryzjerka. Megaaa! Niżej zdjęcie wykonane przez fryzjerkę przed i po farbowaniu :)



2. Strzelić sobie nową profilówkę - zrobione! ;)


3. Zbudować bazę na balkonie - zrobione!


Baza wytrzymała trzy dni. Koty ściągnęły firankę, która robiła za baldachim, a mi brakuje sił, aby ją znowu powiesić... :/ Teraz urządzają sobie tam zabawy...



4. Kupić klawiaturę - zrobione! :)
Widać ją na zdjęciu z bazy :)

5. Zrobić dżemik i syropek - zrobione! :)


6. Wyjazd nad wodę - nie udało się :( Pogoda nie rozpieszczała.

7. Nowy abonament telewizyjny - niby zrobione, ale nie zrobione. Zadzwoniłam do operatora i dowiedziałam się, że nie da się przez telefon aż tak drastycznie obniżyć abonamentu.
Umowa się już dawno skończyła, a te skurwysynki mi utrudniają życie. Muszę się kopsnąć do salonu.

8. Oddać boczek rogówki do naprawy - nie zrobiliśmy. Jakoś nie po drodze było...

9. Porządek w szafie - odpuściłam.

10. Porządek w szafce w kuchni - odpuściłem.

Wnioski?
Nie mogę planować więcej, niż 7 rzeczy na tydzień. Zwyczajnie brakuje na wszystko siły i czasu...

Ambitny Plan na najbliższy tydzień (20-26. 08. 2018)

1. Przeżyć, kurwa.
2. Znaleźć jakiś samochód.
3. Pozbyć się dwóch koszy pełnych rzeczy do prania.
4. Porządek w tej cholerne szafce w kuchni.
5. Poukładać torby w szafie.

Tylko pięć. Mam nadzieję, że zrobię chociaż połowę...

Buziam Was mocno. Mam nadzieję, że nie znudziłam? ;)))

czwartek, 7 września 2017

Antystresant - akwarium :)

W poprzednim poście obiecałam Wam napisać kilka metod na walkę ze stresem.
Planowałam jedną notkę zbiorczą, ale okazało się, że mam tego tyle w zapasie, iż spokojnie mogę stworzyć cały cykl.


Miało być dzisiaj coś innego, ale... No właśnie :D

Od poniedziałku Krzyś miał wolne w pracy.
No i stało się to, co planowaliśmy już niemal od trzech lat.
Zupełnie zmieniliśmy biotop w naszym akwarium. I wystrój. I obsadę. I wszystko!
Wyglądało to tak:



Wstyd się przyznać, ale zrobiła się nam straszna "zupa rybna".
Mieliśmy tam wszystko, od skalarów, przez gurami, po pielęgniczki.
No tragedyja na kółkach (a raczej "w szkle").
Zakasaliśmy rękawy, odłowiliśmy rybki. W sumie na trzy raty, bo dużo ich było.
Wymieniliśmy starą obsadę na nową. No i... jazda!






Po dwóch dniach pracy mamy to:









Wieczorami, zmienia się to na:


Na zdjęciach tego aż tak nie widać, ale...
mamy mały, prywatny kawałek jeziora u siebie w domu :)

Jak działa na człowieka akwarium?
Jeżeli podejdziesz do tego z głową i wiedzą to masz pełen relaks. Patrzysz i czujesz dumę. Odpływasz przy szumie wody i tańczących rybkach...
Szybko doczekasz się małych rybek, a wtedy duma rośnie razy pięć.
Młode rybki możesz w sklepie zoologicznym wymienić na lepszy sprzęt czy jedzenie. W ten sposób właśnie udało się nam bardzo niskim kosztem stworzyć Malawi :)
Wiele osób (szczególnie tych, które akwarium w życiu nie miały) twierdzą, że akwarystyka jest nudna. Nie jest :)
Jest relaksująca i masująca umysł bąbelkami z pompek :D

Wczoraj byliśmy w hurtowni elektrycznej.
Okazało się, że ponad połowa jej pracowników ma w domu akwaria!
Wpadliśmy tam dosłownie na chwilkę (po zasilacz do LEDów ;)), a siedzieliśmy ponad pół godziny, bo rozgorzała dyskusja o naszych szkiełkach!
Wiedziałam, że psiarze dogadują się z psiarzami, kociarze z kociarzami, ale nie wiedziałam, że tak samo działa to w przypadku akwariów.
Dodatkowo na Facebooku jest mnóstwo grup o akwarystyce, gdzie w każdej chwili można poprosić o pomoc, lub po prostu pochwalić się rybkami.
Lubię się chwalić rybkami.
Szczególnie tym, że pamiętam ich łacińskie nazwy ;P
(Aulonocara Fire Fish, Cynotilapia zebroides Likoma Red Top, Labidochromis caeruleus Lion’s Cove ;))

Zaczynając zabawę w "akwarystykę na swoim" nie sądziłam, że stanie się to naszym wspólnym hobby. Pół naszego życia kręci się wokół akwariów, drugie pół wokół kotów i psa. Świetny sposób na to, żeby zapomnieć o całym świecie (nie tylko o stresie).

Chcecie zacząć zabawę w akwarium?
Polecam zacząć od akwarium 30-40l z bojownikiem. Bojowniki są piękne i mało wymagające.
Potrzebujesz na start tylko akwarium, grzałki, filtra, opakowania żwirku i z dwóch roślinek. No i bojownika ;)
Inną obsadą na start są gupiki. Mnożą się jak szalone, do tego są żwawe, kolorowe i przeżyją nawet w kałuży.

Nie będę pisać o tym, jak zakładać akwarium, bo o tym jest mnóstwo stron w internecie (tylko pamiętajcie: nie słuchajcie sprzedawców w sklepach zoologicznych - 90% z nich nie ma zielonego pojęcia o tym, co sprzedaje; pozostałe 10% wie, co sprzedaje, ale chce sprzedać wszystko, jak leci).
Zarzucę tylko linkiem - klik!
Tam dowiecie się wszystkiego, co jest konieczne przy starcie akwarium.
Nie bójcie się ilości tekstu - w praktyce wszystko jest dużo prostsze :)

Tak oto udało mi się odhaczyć post o odstresowaniu i aktualizację stanu akwariów za jednym razem, taka zdolna jestem! :D

Widzimy się ponownie w poniedziałek o 18:00! :)