Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ślubny Szał. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ślubny Szał. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 sierpnia 2017

Rok temu o tej porze... :)

Aż ciężko uwierzyć, ale dzisiaj mija już rok od naszego ślubu :)

Chciałam napisać post, co się zmienia po ślubie, ale dochodzę do wniosku, że zmieniła się tylko ilość kwiatków w mieszkaniu (prosiliśmy o rośliny doniczkowe, zamiast standardowych wiązanek), sprzęt domowy i trochę mebli. No i odciski na palcach od obrączek.
Cała reszta jest dokładnie taka, jak była.
No, poza moim podpisem.
Przed ślubem było: Polaków
Pół roku po ślubie było: PolCzabaj
Już jest po prostu: Czabaj ;)

Ślub zorganizowaliśmy w 3 miesiące. Bardzo okrojony budżet też się udało wyminąć. Fajny to był dzień :)

Obiecywałam Wam zdjęcia z imprezy. No to wrzucam ;)
Nie było łatwo wybrać takie, aby nie pokazywać wizerunków osób postronnych, ale jakoś to ogarnęłam. Enjoy! :)))

Mój Pan nawet się ogolił na tę okoliczność... ;)

Makijaż ogarnęłam sama. Z nawet fajnym efektem. Jednak nie zapomniałam fachu w rękach :)

/
To zdjęcie mnie rozwala za każdym razem, gdy je widzę - Kuboty do garniaka? No ba! Nowy krzyk mody :D

Mina zawstydzonego Tofika? Rzadki widok...


Nie wiem, jak to możliwe, ale fajnie tu wyszłam ;)


Ostatni buziak przed uroczystością :)

Wymagało to wiele wysiłku i kombinowania, ale... dał się zaobrączkować!

Pan prezydent... ;)

Są Czabajki, jest moc!

Jaka dumna...


Widać po moim wzroście, że już zmieniłam buty ;)

Córeczka Tatusia :)

I córeczka Mamusi... ;)

I żyli długo i szczęśliwie... :)

* * * * * * * * *
Komentarze karmią blogera. Najedzony bloger to szczęśliwy bloger ;)

czwartek, 18 sierpnia 2016

Figa (ale bez maku) ;P

No i my są po ślubie ;P
Pewnie czekacie z niecierpliwością na zdjęcia, ale... nie tym razem ;) Czekam na te ładne, najładniejsze, te mhry i mrau, zrobione przez szwagra (ihaaa, witamy w rodzinie! czas poznać pełną terminologię rodzinną, muahaha ;)).
Więc, póki co, możecie się tylko domyślać, jak wygląda trumf na mojej mordce ;)


Wesele się udało... chociaż jest parę rzeczy, które wymagałyby poprawki ;P No ale już po ptokach, może za 25 lat, na ślubie naszych dzieci (<3) owe poprawki zostaną wczytane do systemu.
Ku wiadomości potomnych chyba nawet naskrobię notkę o najmniej oczywistych aspekatach wesela, które wychodzą w praniu, a dałoby się ich uniknąć... ;)

Pełne sprawozdanie z imprezy napiszę, gdy już będę miała zdjęcia do reportażu ;)

Teraz powoli wracamy do rzeczywistości. Prawie zdążyłam zapomnieć, jak wygląda codzienne gotowanie i sprzątanie. A teraz jeszcze remont za pasem (w końcuuuuuuu!!!) i w sumie miotam się po domu jak mucha zamknięta w słoiku (z preparatem owadobójczym).
W ramach odreagowania naprodukowałam 26 słoików z ogórkami w curry. Mój Mężny je uwielbia. Więc zrobiłam (żeby nie gadał, że dbałam o niego tylko przed ślubem).

Wczoraj też po raz pierwszy użyłam nowego nazwiska. Lekko się zakręciłam podpisując kwitek u kuriera (i wyszło z tego coś na kształt "Polabaj"), a na FB lekko nie ogarniam, że mój profil to mój profil i próbuję się przelogować ;)
Troszkę przeraża mnie kwestia papierologii: ZUS, trzy banki, kablówka, telefony, internet... jak na złość - wszystko zarejestrowane na mnie. Pfr.

I odkryliśmy, dlaczego ludzie biorą ślub przed zamieszkaniem razem...
Pozdrawiam znad kubka kawy zaparzonej dzięki nowemu czajnikowi (działa! działa! działa!).
Już nie wspomnę o tym, że dzięki nowej desce do pracowania mogę prasować nawet na siedząco ;) Hulaj duszo! Piekła nie ma!
(i mam kilka...naście par nowych majtek ;))
To co, idziemy prasować ręczniki i firanki? ;P

piątek, 5 sierpnia 2016

Przedślubnie na maksa (ból głowy otrzymujesz gratis)

Na początek ostrzeżenie: będzie mnie mniej. I tu, i na mailu, i na fb i... wszędzie, łącznie z domem i telefonem (mam zwyczaj zostawiania komórki w domu, aby poczuć się "jak za starych, dobrych czasów ;)). Nie dość, że ślub za pasem (9 dni, aaaaa! paniiiikaaa!) to jeszcze zapalenie oskrzeli plus Jeszcze Kawaler na urlopie.
Kawaler na urlopie wiąże się tylko z jednym - niemal zerowy dostęp do komputera ;)
No niestety mój pan nie lubi, gdy moja uwaga w pełni poświęca się czemukolwiek poza nim samym. Ja już do tego przywykłam, Wy też musicie ;P
Jedyna bramka w tej sytuacji to wieczory, kiedy Kawaler już śpi, a ja jeszcze buszuję (głównie w lodówce ;)).

Kurodomowo:
popełniłam debiut pt. "pierogi ruskie". Wyszły rewelacyjnie. A do tego dużo. Jak już robić to pełną gębą - 130 sztuk i tak znika przerażająco szybko ;) Na dniach wykorzystam Kawalera jako maszynkę do lepienia i może trzaśniemy kolejną stówkę (lub dwie...) tej pożywki bogów.
Polubiłam lepienie. Najzwyczajniej w świecie odprężam się z ciastem pomiędzy paluchami ;)
Umyłam nawet okna. I kafelki w łazience (aż po sam sufit!). Ale jednak to ślub głównie zajmuje mi czas wolny.

Panikuję. Zwyczajnie.
Dzisiaj główną obawą jest "tapeta, która ma zamiar spływać" i zapalenie oskrzeli, które nie chce minąć.


No i niestety, dalej pocę się jak szalona (mogę otworzyć basen publiczny z wodą morską...). Dzisiaj makijaż nie przetrwał 2h. A ma wytrzymać 12h.
I na nic moje skille dorabiania nowej, lepszej facjaty, kiedy to się nie chce trzymać. I to nawet na bazie i z utrwalaczem. Zonk.
I w ogóle... Czy ja wytrzymam tyle godzin w pozycji innej niż horyzontalna?
Czy dam radę nie paść na pysk?
Jak często z wyglądem buraczka będę udawać się na zaplecze celem zregenerowania sił?
Impreza troszkę wymknęła się nam spod kontroli. Miał być tylko obiad, zrobiło się niemal pełnosprytne wesele.
A ja boję się, że sama siebie przeceniam...
Bo to, że przeceniają mnie wszyscy wokół, to wiem.

No i co zrobić, żeby nie spłynąć do rynny? o.O

wtorek, 12 lipca 2016

Vratila jsem!

No!
Skończyłam naświetlania. Lekko nie było, ale już widzę, że powoli odzyskuję siły :) Znowu biegam po domu ze szmatą i wiadrem, wieszam pranie za praniem i szoruję kuchnię. Więc jest dobrze.
Powoli przymierzam się do mycia okien. Ale bardzo powoli... Bo znowu pada ;)

Z wieści okołoślubnych:
Dotarła moja kieca! I jest absolutnie niesamowita! Nawet nie wiedziałam, że mogę wyglądać inaczej, niż Buka przebrana za baletnicę. A jednak ;)
Cieszę się jak dziecko, bo już faktycznie... wszystko gotowe. Dokładnie za miesiąc ślub, a my będziemy już tylko układać playlistę i się tulać ;)

Przyjechała też Agusia. I będzie w okolicy jeszcze dłuuuugo! Pysk mi się śmieje na samą myśl o tym, że ona jest gdzieś niedaleko i mogę w każdej chwili wymyślić sobie "wpadaj na kawuchę!".
No, będę sobie to wymyślać, jak odgruzuję chałupę.
Tydzień byłam półprzytomna, więc i stan domostwa ucierpiał. Bardzo.
Kurz chyba będę wycierać szlifierką o.O



Swoją drogą - zaczynam kolejną część przygody pt. "Przetwory na zimę". Dzisiaj przetestuję coś takiego jak "ogórki kanapkowe". Bo pierwsza porcja małosolnych już gotowa :)))

A poza tym to życie jednak jest zajebiste.
Trwa drugi dzień bez leków przeciwbólowych :)))