niedziela, 15 marca 2015

Noc jak każda. Ciemna.


Koty ewidentnie sądzą, że zady pachną. Gacek podsuwa mi swój odwłok pod nos, a Ciemka zasypia w okolicy trzydrzwiowej szafy (mój prywatny, osobisty tluszczyk amortyzujacy upadki). I sobie leżymy stadnie, delektując się tym, że jestem, do tego wciąż oddycham, a i serce moje dalej pompuje krew do mózgu, który coraz bardziej upodabnia się strukturalnie do zawartości główek lalek Barbie. Pustka. Tylko pajączka brakuje.
Żyję. I jestem świadkiem kolejnych odejść. Tym razem trafiło na Ksenę. Tą Wojowniczka, z bloga.
Ja jestem. Jej już nie ma.
Kolejne dni mijają. Obserwuję je zza grubej, brudnej szyby. W rękach tańcuje szydełko i nitka z koralikami. Albo wyżywam się na tapercie w przedpokoju, odzierając ją z resztek niezmywalności. Knowam nad teoriami spiskowymi, snuję dalszy wątek domniemania zdrady, śmieję się nie swoim głosem i uśmiecham nie swoimi oczami. Dni mijają, a we mnie coraz mniej mnie.
I spać nie mogę. Spać się boję.
W najlepszym przypadku się nie obudzę.
W gorszym obudzę się z koszmaru, ktòry będzie mnie dręczył na jawie przez kilka kolejnych dni.
W najgorszym? W śnie będę zdrowa. A obudzę się z rakiem.
To nie depresja. To rzeczywistość.

1 komentarz:

  1. Droga Lucynko.
    Piszesz prawdziwie wiec, ze jestesmy z Taoba ;)
    mocno sciskam !
    kotki cie beda pilnowac, zebys wstawala rano w lepszym nastroju ..
    a i trzeciego sobie zafunduj, a co?
    :*
    cichosza

    OdpowiedzUsuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)