piątek, 20 września 2019

Święta, święta i po wakacjach


No. Tyle by było z latania w samych majtach po domu. Pizga już strasznie. Nawet kaloryfery napełnili wodą, czym też spowodowali lekkie zamieszanie w naszej chałupie, bo... Jeszcze nie mieliśmy kaloryfera w łazience ;p Ale już jest ;))) 

Ja tymczasem uczę się regularności. 
Tak.
Znowu ;) 

Nie wiem, czy jestem aż tak leniwa, czy aż tak zbuntowana, że nie potrafię się utrzymać w ryzach i grzecznie trzymać planu dnia. Trzeci dzień z rzędu jem grzecznie pięć posiłków i, dla mnie, to już ogromny sukces. 
A jak napiszę już tę notkę to będę miała odhaczone wszystkie "to do" z dzisiejszej listy. 
No, poza malowaniem pazurów. To jest jako relaks po ciężkim dniu ;) 

Próbuję ogarnąć dom po remoncie, ale znowu okazuje się, że jestem bardzo ujową panią na włościach. Mycie okien czwarty raz przerzuciłam o trzy dni do przodu ;)
Nic się nie stanie, jak kurz jeszcze poleży, ale chciałabym zdążyć z tymi porządkami na Boże Narodzenie. Albo chociaż na Wielkanoc ;) 
Znowu w kuchni zalęgły się mole spożywcze, mając kompletnie w czułkach pułapki, ocet i suszone goździki. Ktoś w naszym pionie musi mieć niezły Sajgon w domu i nam przypełzają te stwory do chałupy. 

Nie to, żebym miała coś przeciwko nowym zwierzaczkom. Ale, no, ten teges, no mam.
Po pierwsze:
Coś latającego pod sufitem plus pięć kotów próbujących to złapać równa się Czabajska Masakra Kotem Demonicznym. Już dwa razy zrzuciły mi szczepki roślinek z naszego "kredensu"*. O dziwo, żadna szklanka nie ucierpiała - niespotykanym trafem za pierwszym razem po prostu się przewróciła, za drugim spadła na... Muszlę klozetową.
Tak. Mamy w dużym pokoju, zaraz koło kuchni, muszlę. Na szczęście w kartonie ;p
Czeka cierpliwie na lepsze czasy, czyli moment w którym Tofik przestanie umierać** i, w końcu, zafuguje mi tę cholerną podłogę w łazience.
Po drugie (tak, wracamy do moli ;)):
Mole robią pajęczyny. A pajęczyny to samice pająków (przecież to takie oczywiste, nie sądzicie? ;)). A ja się, przypominam, panicznie boję pająków. Może umiałam ten fakt przez trzy lata ukrywać przed Mężnym, ale sama przed sobą nie sam rady tego ukryć. Chociaż próbuję.

* Nasz "kredens" to ikeowski Kallax. Jaka gospodyni, taki, kwa, kredens. 

** Krzysiek umiera. Aktualnie na grypę. Tydzień temu umierał na zakwasy. Dwa tygodnie temu na lenia. Pasujemy do siebie ;D

No i tak się kręci ta dziwna karuzela. Z żalem patrzę na żółknące liście. I to, tym razem, nie u mnie w mieszkaniu. Tym razem na dworze. 
Drzewa przebierają się na jesień.
Ja jeszcze popierniczam w balerinach. I to tanecznym krokiem. 
Ot, słonik w składzie porcelany. Czyli w kredensie? Hm. 
Ciekawe, czy się tam zmieszczę... ;) 

Ach! Zapomniałam, że w naszym kredensie nie ma porcelany! :D

4 komentarze:

  1. Lepy na mole są dość skuteczne. Polecam. I czekam na kolejne wpisy. Nie rozpieszczasz nas ostatnio ale I tak cie kochamy☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy lepy i ostatnio one aż chodzą. Jeszcze trochę i same odfruną :D

      Postaram się pisać częściej. Może znajdę jakieś tematy ;)
      Wiem, że zaniedbuję bloga :(

      Usuń
  2. Nie mam nic złego na myśli, ale zaintrygowała mnie twoja choroba i twój obecny stan w niej. Domyślam się, że przerzut na jajnik to tak zwany guz krukenberga, czyli guz przerzutowy właśnie z przewodu pokarmowego. Wiem, ze nie rokuje on dobrze i nie zyje się z nim długo natomiast ty jestes jakimś magicznym wyjątkiem, który chyba stanowi nowy rekord. Wybacz za dociekliwość, ale jest to interesujące i na pewno dodałoby chęci do walki, któzy również taki guz przerzutowy mają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to żaden Krukenberg, tylko zwykły, szary guz przerzutowy ;) Tak, wiem, dziwne. Z krukiem raczej bym nie pociągnęła 2 lata od operacji. Ale uj wi, bo ja jestem dziwnym przypadkiem. Pobiłam już światowy rekord przeżycia z rakiem dróg żółciowych w stadium VIb. Wynosił on 2 i pół roku, ja jestem już przy pięciu i pół ;)
      I inna sprawa, że nie mam typowych objawów (mam drożne drogi żółciowe, marker CA 19,9 poniżej normy, przerzuty na kości są sklerotyczne, nie miałam też nigdy żółtaczki). Dziwny ze mnie przypadek... Czasami zastanawiam się, czy się przy biopsji czasem nie pierdyknęli ;)

      Usuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)