wtorek, 20 grudnia 2016

Gdy wieloryb zechce latać...

Mam dziwną tendencję do rozpoczynania diet w momencie, gdy nie jest to zbyt korzystne ;)
Pierwszą, za dzieciaka, zaczynałam przed Wielkanocą.
Drugą, w 2009 roku, przed Bożym Narodzeniem.
A teraz startuję po raz trzeci. Za tydzień Wigilia. No cudnie ;)


W społeczeństwie utarło się, że odchudzają się jedynie nieszczęśliwe nastolatki oraz tipsiaro-solary.
Zbywane jest to zwykle uśmiechem, kwitowane lekkim pobłażaniem.

Grubasy (którym niewątpliwie jestem, chociaż Mężny pewnie zaraz mi tu głowę zmyje swoim "Kubusiu, masz zajebisty tyłek!"*) traktowane są inaczej.
Nie ma litości. Śmiech, wyszydzanie, wręcz agresja. Tak, jakby dieta była czymś... elitarnym?
Tak jakby zasługiwali na nią tylko ci, którzy jej nie potrzebują.

*Kubuś, bo jak leżę to mi się koszulka dźwiga. I bebeszka widać ;P

Jestem z tych, co stereotypy łamią. I niszczą. A na koniec wskrzeszają i wbijają na pal.
Za pierwszym razem już nawet nie pamiętam, ile schudłam. Około 15kg tak myślę (wagi nie mieliśmy :D).
Za drugim razem poszło prawie 40kg. I utrzymywało się całkiem długo ;)

To jest podejście numer trzy. Aktualnie jestem i tak dwajścia dwa kilogramy na minusie od lutego. Sporo, nie sporo, ciężko oceniać. Ale za mało ;) Leciałam sobie tak spokojniutko, grzecznie, bez zbędnych wysiłków.
Ale przestało pomagać. Wyciągam ciężką artylerię i biorę się w garść.
Choroba nie może być wymówką.
Zdrowa dieta może mi (i mojemu zaraczonemu kręgosłupkowi) jedynie pomóc.

Bez paniki, nie zamierzam się głodować (nie należę do masochistek, jak już to do miłośników czekolady i czipsów ;)). Wszystko z głową.

Póki co, po pierwszym dniu liczenia kalorii (ha! nie zapomniałam, jak się to robi! siedem lat przerwy i dalej pamiętam!) jestem w głębokim szoku.
Jedna łyżka margaryny ma niemal 150kcal. Aaaaa!
AAAAAAAAA!

Yhym, to się nazywa odwracanie uwagi od rzeczywistych problemów ;)
Wystarczy znaleźć problem tam, gdzie go nie ma, i go sobie wyolbrzymić.
I od razu realne kłopoty znikają za wyimaginowaną górą zajmowania się rzeczami zupełnie zbędnymi ;)))

Tak w ramach "stania się znowu sobą" przefarbowałam włoski. Wyszło mniamniuśnie!
Jestem czerwona! Jestem czerwona! :)))
(poduszki, ręczniki, piżamy, szaliki, ramiona i szyja też... zapomniałam o tym ewenemencie krwawej fryzurki ;))


Pozdrawiam "uśmiechem Mona Lisy" ;)))

A, właśnie właśnie!
Jeżeli ktoś chce jeszcze dołączyć do ekipy odchudzającej się (spokojnie, nie musicie zaczynać przed Świętami, jak ta wariatka ze zdjęcia powyżej ;)) to dajcie znać!
Po lewej, na tym czarnym pasku, jest moja stronka na fejsbuku. Wystarczy napisać tam wiadomość :)

Czekam na Was, dupeczki ;>

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
SMS na numer 75 165 o treści: POMOC 6742
czyni mój świat lepszym :)

12 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki za odchudzanko! :)
    Jak coś, to ja przyjmę chętnie 5 kilo. ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam taki plan, ale ja po nowym roku zaczynam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, nie jesteś jedyna postrzelona w tym względzie. Ja zaczęłam właśnie od niedzieli,czyli zaliczam dzisiaj trzeci dzień (właśnie chrupię surówkę z kapusty pekińskiej) I mogłabym wymieniać tak jak i Ty, ile było poprzednim razem,tyle że strony by nie starczyło. Jestem prawdopodobnie najlepszą odchudzaczką w całym uniwersum....mam tylko popsutą funkcję utrzymywania wagi i tak bujam się nieustannie od dwudziestu lat a spadki i przyrosty są coraz większe:PP
    To,co jedzeimy z tym koksem i ciągniemy te wagoniki między zastawionymi suto stołami ;))
    Pozdrawiam i życzę, żeby nadchodzące Boże Narodzenie dało Ci dużo nadziei, potrzebnego relaksu i spokoju i spełnienia marzeń, tych najważniejszych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też trzeci dzień! :D
      Co za synchronizacja! :D

      Usuń
  4. Łączę się. Całe życie na diecie, ale takie serio serio podejście to czwarte. Za pierwszym razem z dietetyczką -20kg. Po jakimś czasie pikne jojo. Później już sama -32kg. Później znowu pare kilo w górę. W końcu osiągnęłam to co chciałam, zaczęłam też ćwiczyć i zaczynało to wszystko jakoś wyglądać. I jak zwykle kiedy było już dobrze mózg się wyłączył :D Teraz około 15kg do zrzucenia. Jak ja to mówie musi w głowie "pstryknąć" na dobry tor. W moim przypadku schudnięcie to jedno, ale utrzymanie to dużo trudniejsza sprawa, tak to jest jak się jest uzależnionym od jedzenia :P
    więc będę zaglądać żeby się motywować i nie nawalać :)
    buziaki i zdrówka przede wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  5. I jak, trwasz Lucynko? Ja dzisiaj byłam w podróży cały dzień, więc idealnie dietowo może nie było -za dużo
    sucharków.
    Jutro będzie ciężki dzień( już się boję), bo muszę upiec dwa ciasta. Dla mnie pieczenie ciasta to jak dla alkoholika praca w rozlewni wina czy innej wódki .....czyli raczej pokusy nie do pokonania :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trwam w pokusie. Wczoraj upieklam tak rewelacyjne ciasteczka, że aż wyliczylam ilość kalorii w sztuce i pochlaniam je przy każdej możliwej okazji ;)
      A dzisiaj jest gorzej, bo... Właśnie robię sałatkę. Moją ulubioną. Och...

      Alesmy się urzadzily z tą dietą przed Świętami ;)

      Usuń
    2. A w ogóle masz Facebooka? ;) Napisz do mnie, wsysne Cie do grupy odchudzającej, sami swoi :)

      Usuń
    3. Nie mam FB do tej pory nie uległam żadnej pokusie i mam nadzieję, że i Tobie się nie uda:pp
      U nie dzisiaj też totalna klapa-piekę dzisiaj ulubione ciasto(i po cholerę mogłam zrobić jakiś biszkopt którego specjalnie nie lubię) i ono składa się z dwóch warstw,pieczonych osobno. Jak je złożyłam to tak wyrównywałam nożem,że 1/4 skroiłam i pożarłam :p
      A jeszcze muszę to przełożyć kremem na bazie nutelli-o rany, na pewno kremu "zrobi" mi się więcej :P
      Mam nadzieję,że jutro już go nie tknę .....hmmmm(????)
      Jaką masz tą ulubioną sałatkę?

      Usuń
    4. uczciwie przyznaję że padłam czyli pochłaniam słodycze na potęgę :((
      z całych sił postaram się zacząć jutro od nowa
      ....eeee,chyba powinno się myśleć JUTRO ZACZYNAM a nie "postaram" ale chyba nie mam tylke odwagi :/
      Jak u CIebie?

      Usuń
    5. Nie zaczynaj "od nowa" tylko kontynuuj dietę :)
      Odchudzanie jest jak życie - na każde zwycięstwo przypada kilka porażek. Przegrana bitwa nie oznacza przegranej wojny.

      Ja w pierwszym dniu Świąt popłynęłam, w drugim już byłam na samych pierogach i galarecie.
      Dzisiaj żywię się cukierkami ;)

      Tragedii nie ma, każdy może się potknąć :D

      Usuń
  6. Moja ulubiona sałatka to chyba tradycyjna. Albo gyros, ooo! Kocham obie.
    I jeszcze taka z serem i szynką.
    Albo kalafior z kukurydzą <3

    Im więcej majonezu, tym bardziej lubię daną sałatkę ;p

    OdpowiedzUsuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)