poniedziałek, 13 czerwca 2016

To ja pozamiatam pustynię ;)

Na wstępie:
PROSZĘ O WSPARCIE PSYCHICZNE DLA MAMUŚKI!
Areszt domowy to dla niej lekki hardkor. W planie mamy przywiązywanie do fotela/łóżka/kaloryfera.
Cóż się stało?
Już opowiadam.

W piątek postanowiłyśmy sobie połazić po targu, celem kupienia tego, co będę miała na ślubie pod kiecką ;)
Osobom chorującym na jaskrę nie polecam zagadywania się w miejscu, gdzie mogą wystąpić nieoczekiwane nierówności terenu.

No sobie idziemy, gadamy o tym i tamtym i jeszcze owamtym (a pan sprzedający truskawki próbuje swoim wzrokiem zrobić mi rentgena klatki piersiowej). Wtem Mamuśka robi hops i prask na ziemię.
Na chwilę nie wiedziałam, co zrobić z sobą, nią w pozycji horyzontalnej na chodniku, sobą, nią w pozycji praskowej na ziemi. Siadłam na krawężniku i zachciało mi się płakać.
Najnormalniej.
Bo nikt, NIKT nie pomógł. Nie zapytał. Gapili się tylko jak idioci. Tępe ameby. Półmózgie yeti. Debile. Skretyniała masa bezmózgów.
Jakoś się pozbierałyśmy. Na szczęście skończyło się tylko na stłuczonym kolanie i kostce. Mogło być gorzej.
Zero reakcji społeczeństwa.
Moja wiara upadła, elfy odeszły na Zachód... itp. itd.

No i w ten sposób role się odwróciły. Teraz to ja śmigam z obiadkami (lub chociaż na sekundkę buziaka dać). Zdawało mi się, że już jest ze mną w porządku, że wszystko dobrze.
Dzień dzisiejszy lekko zweryfikował mój pogląd - tonięcie we własnym pocie fajne nie jest (nie polecam). Na dodatek katar i zapchany nos skutecznie obniżają moje morale.
Bałagan w kuchni również.

Ze spraw weselnych: zaproszenia wypisane, chłop ubrany (żałujcie, że nie widzieliście go w garniaku - schrupać to mało, wierzcie mi <3), obrączki odebrane, buciki też już są, kwiaty i fryzjer zamówione... Chyba już wszystko. No. Poza kiecką. Dalej nie posiadam kiecki. To również obniża moje morale ;/


Idę pozamiatać pustynię. Kuchnię ogarnę później.

O, właśnie! Zagubiona kicia sprzed kilku tygodni (pisałam o niej na blogu) znalazła się :) Po niemal miesiącu, brudna i wychudzona, ale się znalazła! Cud :)))

7 komentarzy:

  1. Może Ci pomogę z tą pustynią. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. dobre kocisko wróciło!!!!!!hura!!!! czekałam na te wieści:)pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, ze Mamie nic sie nie stalo:)moja sasiadka to tak rypla na chodniku , ze okulary wbily sie jej w twarz (szycie bylo nosa skroni, policzka) powodem zmdlenia -emocje i brak potasu i jeszcze jakiegos pierwiastka (nie pamietam)
    A, ze ludzie to CHAMY znieczulone na ludzka krzywde to nietety prawda,
    Ja sama coraz czesciej slysze o tym
    Kiedys (dorosly syn kolezanki) jechal rowerem do pracy a tu samochud go rabna, on sie przewrocil i nie mogl sie podnies z bolu "zlamany obojczyk z wypryskami" a ludziska to go tylko omijali samochodami i trabili:( normalnie dzicz zasrana a nie ludzkosc! lezal tak na jezdni jak worek kartofli i nikt sie nie pofatygowal go podniesc, zadzwonil z komorki do mamy a ta na pogotowie.

    a propos gdzie kupujesz suknie ??
    troll('tulaski)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lucynka pozdró mamę. Takiej oddanej mamy ze świecą szukać :).Niech zdrowieje :)!!

    OdpowiedzUsuń
  5. http://pphujustyna.republika.pl/suknie/galerie/galeria3/zdjecia/leokadia.jpg i http://pphujustyna.republika.pl/suknie/galerie/galeria3/zdjecia/leokadia_tyl.jpg Moja sukienka ślubna. Jak chcesz to ci ją mogę wypożyczyć Lucynko. Mieszkam około 10 km od Katowic. Jedynym kosztem byłaby pralnia po, bo teraz suknia jest czysta. Ja mam wzrostu 158 i miałam do niej buty na obcasie. Rozmiar sukni to mniej więcej 38-42 - rozbieżność spowodowana sznurowaniem gorsetu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, bardzo miło z Twojej strony :) Tyle, że ja na płasko mam 177cm. A w 42 ostatnio miescilam się dwa lata temu, także tego... :D

      Usuń
  6. Oj znieczulica bywa i to bardzo często wśród ludzi, niestety :/ Pół miesiąca temu przed de**la który źle zaparkował przy skręcaniu w aleję koło utknęło mi odpływie ściekowym. Szczerze to tak dokładnie nie wiedziałam co się stało. Wiedziałam że rypłam, łokciem tak zaryłam w asfalt że aż zrobiło mi się niedobrze i słabo i myślałam że zwymiotuję pod siebie. Miałam problem w ogóle z ruszeniem się, ale jakoś w końcu dałam rade się powoli zbierać... I jak dociągnęłam się do pozycji w miarę siedzącej to obok mnie przejechał drugi rowerzysta. Nie zatrzymał się nawet na chwilę czy zapytać czy wszystko ok, czy niepotrzebna mi pomoc. Co prawda dałam rade, nic sobie poważnego nie zrobiłam oprócz poździeranej skóry "do mięsa" w paru miejscach. Ale co by było gdybym np podczas upadku uderzyła głową w chodnik i coś by się jednak stało. To była godzina ok 5.30 więc praktycznie żywego ludzia dookoła. Tylko jeden rowerzysta któremu kiedyś może przytrafić się coś takiego samego. Przykre

    OdpowiedzUsuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)