sobota, 28 maja 2016

Życie

Chciałabym nauczyć ludzi patrzeć na świat moimi oczami.
I widzieć to, co ja widzę.
Bo ja chyba nie dorosłam, patrzę na świat oczami dziecka.
I po dziecięcemu potrafię się nim zachwycić.


Nie widzę lasu, lecz setki drzew z milionami listków, które szumią i skrzą się na wietrze.
Nie widzę rzeki czy jeziora, a miliardy kropli, które błyszczą w słońcu.
Nie widzę słońca, a jego promienie igrające na każdym załamaniu powierzchni, podkreślające kształty i kolory.

Na ulicach nie widzę tłumu, a dziesiątki ludzi, z których każdy jest osobnym bytem i ma w sobie skryty cud życia.
Nie widzę korka, a dziesiątki ludzi zamkniętych we własnych samochodach, w których unoszą się myśli, uczucia i plany podróżujących.
W sklepie nie widzę motłochu ludzi, a pojedyncze osoby kupujące to, czego potrzebują (albo i nie). Lubię patrzeć na ukryte pod maską uśmiechy. Widać je nawet, gdy próbują być poważni i nieodgadnięci.
Patrząc na starszyznę nie widzę zmarszczek i niedowładów, a ludzką historię: historię miłości, szczęścia, nieraz bólu czy niedocenienia.

Nie znam ich, a świat dookoła nie należy do mnie. Jednak nie zmienia to faktu, że potrafię się do głębi zachwycić i, niby bez powodu, wzruszyć.
Tak mnie skonstruowano.

Chciałabym, aby każdy umiał się zatrzymać w jakimkolwiek miejscu czy momencie i go docenić. Wczuć się, odkryć drzemiące w nim piękno, docenić kunszt natury i ludzi.
Niestety, większość patrzy na mnie jak na wariatkę, gdy z oczami wielkimi jak spodki przyklejam się do szyby w autobusie i chłonę. Chłonę świat takim, jakim jest.
Bo jest piękny. A piękno to jest niezależne od ludzkich fanaberii.

23 komentarze:

  1. Komentarze są moderowane celem wyplewienia chamstwa ;)

    Chamstwo może zawsze powiedzieć to, co pani w odpowiedzi na mój poprzedni komentarz i nigdy nie da się go wyplenić. Każdy by chciał plewić u innych, najtrudniej zacząć od siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chamstwo? Zwyczajnie nie dam się pouczać na moim "kawałku podłogi". Amen.

      Usuń
    2. Oj, ile ja bym dała za to, żeby mnie ktoś pouczył...
      Jeśli by mi to miało wyjść na dobre.

      Usuń
    3. Jeśli uczy mądrze - jestem w stanie zaakceptować. Ale jeśli nie zna sytuacji, wpadł na bloga z rozbiegu i prawi niby "prawdy objawione" to już nie jest dobre. Całe życie byłam miła, kulturalna, uśmiechnięta. I co z tego mam? ;)
      A ileż tu "pouczajacych"! Jedni każą jeść migdały, inni pić maryhę, jedni sławić Boga (tylko którego?), inni trenować podświadomość. Kto ma rację?
      Dlatego robię po swojemu. I nikt nie może mieć mi tego za złe.

      Usuń
    4. Wsłuchać się w siebie, w swojego ducha i robić po swojemu.
      I nie wytwarzać w sobie negatywnej energii, która wychodzi pod postacią przekleństw. To tylko pozornie pomaga, jak się rzuci mięsem, w środku wytwarza się nowy szlam, który szuka ujścia. Zatruwa się i siebie i swoje otoczenie.
      Ale to pani życie i oczywiście może je pani przeżyć po swojemu.

      Usuń
    5. W słuchaniu siebie osiągnęłam mistrzostwo. Ale żeby to wiedzieć trzeba poznać mnie lepiej niż z jednego posta ;)
      Wszystko zależy od tego, jak się traktuje przekleństwa - nigdy nie zwyzywałabym człowieka, ale już raka? Jak najbardziej. Słowo jak słowo.
      Może dla Pani są one inaczej nacechowane niż dla mnie?
      Uwielbiam nasze słowiańskie "kurwa!", piękne "zajebiście", a nasz kot to roboczo "łaciaty chujek" (chociaż kocham go nieziemsko!).
      Wszystko zależy od OSOBISTEGO stosunku do owych słów.
      Przerabiałam prawo przyciągania, ciała astralne i tym podobne zagadnienia ponad dziesięć lat temu, nawet przed osiemnastką.
      Pozory mylą ;)

      Usuń
  2. I ostatnia rada: wsłuchać się w siebie to nie to samo, co wsłuchać się w swoje ego.
    Sednem człowieka jest duch, iskra boża. z ducha płynie dla człowieka najlepsze prowadzenie i jest możliwe wyjście z największych kłopotów. Czego szczerze pani życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Iskra Boża, strasznie prymitywne stwierdzenie. Gdzie jest ten Bóg, gdy cierpią dzieci, nawet te maleńkie zaraz po urodzeniu, gdzie jest ten Bóg, gdy dziecko traci matkę, jedyną osobę, którą to dziecko ma? Co to za OJCIEC, który karze swoje dzieci? Może ktoś naiwny wierzyć, że Bóg mu pomoże w trudnej sytuacji, że pomoże mu w chorobie. Ja wierzę we własne ręce i nie potrafię liczyć na Boga bo zawiódł mnie, moje zaufanie i wiare w niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga pani, Bóg jest tam, gdzie był od zawsze - w Boskiej sferze. To jest NAD światem. Stworzył wszechświat i obowiązujące w nim prawa, które ludzie mieli przestrzegać. Naiwnym jest myśleć, że cierpimy niewinnie, w rzeczywistości trafiają do nas skutki wcześniejszych wyborów. Nawet tych z poprzednich wcieleń.
      Bóg pomaga człowiekowi nawet dopuszczając jego cierpienie, ale jest to dla dobra w tym sensie, że ono czasem budzi ducha człowieka. Tak, ducha, ta iskrę, z której pani drwi. Człowiek jest właśnie duchem w różnych otoczkach z coraz gęstszej materii. Razem z otoczkami po śmierci ciała fizycznego to, co zostaje nazywamy duszą. Duch powinien na ziemi działać, ale ludzie go zasypali swoimi ułomnościami i mamy czasy, jakie mamy. Jeśli człowiek nie wyzwoli ducha z uwięzi, to grozi mu , że wraz z materią popadnie w rozkład. Śmierć duchowa to najstraszniejsze, co może człowieka spotkać.
      Małe dziecko czasem traci matkę, ale może zyskać o wiele więcej. Pani chyba nigdy się nie zastanawiała, że to ziemskie życie nie jest rajem, tylko miejscem naszej wędrówki przez materię do duchowości, skąd wyszliśmy. Kościoły mówią o grzechu pierworodnym, w którym się rodzimy. Ten grzech to wywyższenie rozumu nad ducha, oprogramowania, które dostaliśmy nad czyste uczucie, które nigdy nie kłamie. Po śmierci fizycznej jest tylko odczuwanie. Miałam możliwość zaznać wstępnej fazy tego procesu, więc wiem, o czym mówię.
      My jesteśmy tworami, które swoim życiem miały służyć Bogu, a nie Bóg jest naszym sługą. Po tym, co pani napisała, widzę, że pani kondycja duchowa jest kiepska. No, cóż - Lucyfer cieszy się z tego, że tylu ludziom udało się zerwać więź z Bogiem i utknąć w materii.
      Ale ponieważ nie jestem od nawracanie ludzi, na tym zakończę i idę w swoja stronę.

      Usuń
    2. NIGDY WIĘCEJ NIE POZWOLĘ TU NA TAKI WYKŁAD.
      To nie kościół.
      Tu szanujemy człowieka takim, jakim jest. Bez pouczania.
      Może i spalę się w piekle, ale przynajmniej wolna. Wolna od bredni, które inni LUDZIE próbują wciskać.
      Jeśli Bóg ma mi coś do przekazania to niech się pofatyguje osobiście.

      Usuń
    3. Anonimie a czy czasami reinkarnacja o której wspominasz (pokutowanie za grzechy z poprzednich wcieleń ) nie wywodzi się z buddyzmu i hinduizmu a nie chrześcijaństwa po 5 doborze powszechnym w Konstantynopolu przyjęto ze zbawienie/potępienie ma miejsce tylko raz zaraz po śmierci człowieka .Dziwne rozpisywać się wielce o Bogu lekceważac przy tym podstawy wiary.
      Radzę się doksztalcic zanim zacznie się prawic wykłady bo w przeciwnym razie są one zupełnie pozbawione sensu.

      Usuń
    4. O, dyskusja jeszcze nie umarła? Hehe.

      Oj, dzisiaj byłabym mniej uprzejma ;)

      Usuń
  4. Jesoo!!!
    Lucynko, co to za ludziska do Ciebie pprzylażą???

    żeby choć słowo w temacie posta :ppp

    to ja sie wypowiem

    życie jest piekne:))
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A się zdarzają tacy i co ja zrobię? ;)

      Usuń
    2. no nic, ale nagromadzenie świrów w jednym miejscu przekracza normy blogowe :pp

      Usuń
    3. Chyba zbyt miła jestem :p

      Usuń
    4. ja chyba też jestę miła
      ale może mię siem bojajom?? :pp

      Usuń
    5. Ja się bojam, pewnie inni tysz ;P

      Usuń
  5. Powiadają, że nieszczęścia chadzają parami a ja mówię, że w naszej rodzinie nieszczęścia chodzą stadnie. Być może ktoś nawiedzony powie, że to PALEC BOŻY a ja się pytam za co? Co mnie obchodzi, że być może grzeszyłam w poprzednim życiu ale teraz staram się żyć poprawnie. Nie chcę nikogo pouczać i nie chcę być pouczana przez kogoś a ten ktoś anonimowy niech idzie głosić na ulice swoje nawiedzone przemyślenia, może ktoś go wysłucha.

    OdpowiedzUsuń
  6. Lucynko, a co Tobie daje siłę? Ja wierzę w Boga i nawet gdy bardzo się buntuję przeciwko temu, co mnie spotyka, to czuję, że ten bunt też jest jakimś wyznaniem wiary. Nie można się przecież buntować przeciwko komuś, kogo nie ma... Przyznam jednak, że takie wpisy, jak powyżej, nie przemawiają do mnie kompletnie. To jakieś dziwaczne dywagacje kompletnie bez serca. Nie znoszę też jak obca osoba zwraca się do mnie per "droga Pani" (a nie daj boże "kochanieńka" :)), bo to zwrot świadomie "upupiający" rozmówcę. Bywa że soczyście klnę, choć z pewnym takim zażenowaniem. Czasem jednak pospolita łacina zdecydowanie lepiej oddaje stan duszy niż piękna polszczyzna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wierzę w miłość i dobro :) To one dają mi siłę.
      Moim Bogiem jest miłość!

      Nie lubię takich wpisów, bo ich autorzy traktują z góry wszystkich, nieważne z kim rozmawiają. Uważają się za lepszych, a mimo to nawołują do pokory. Tak jakby pokora obowiązywała tylko tych pouczanych, a pouczający domyślnie miał rację.
      Be-ze-du-ra ;)

      Usuń
    2. Jak się tak zastanowię,to w sumie chyba wierzymy w to samo, chociaż Ty tak raczej niekościelnie (?),a ja tak bardziej kościelnie :) A ponieważ SLUB się zbliża, to życzę Tobie i Kawalerowi, by tej miłości, która daje siłę, nigdy, przenigdy Wam nie zabrakło. Jestem zresztą pewna, że tak właśnie będzie, bo Kawaler już okazał się Prawdziwym Mężczyzną, co to nie opuszcza swej Wybranki w biedzie,Ty zaś Lucynko, Kawalera Kochasz przecie Miłością wielką a i Talent Gospodarski w Tobie niemały:)

      Usuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)