poniedziałek, 2 lutego 2015

Statek kosmiczny kupię.


Tyle kosztują moje kroplówy na kręgosłup. Szczęśliwie lek refundowany. Ufff... W takich momentach kocham NFZ ;)

Znowuż chemicznie rzecz biorąc jestem bezchemiczna. Zło wcielone ta moja infekcja. No i stanęło się - od środy ląduję w szpitalu. Z podejrzeniem reaktywacji aliena. 
Dlatego zbieram kasę na statek kosmiczny - wsadzimy dziada do takowego i wyślemy hen hen w pizdu. 
Albo serio go zjem. 
W pichceniu robię się coraz lepciejsza, więc może nawet będzie całkiem jadalny ten mój pierdolony alien.

W łepetynie kiełkuje myśl. Wyszydełkuję sobie aliena. I będę siedzieć nad nim ze szpilkami i będę zażynać skurwiela. Ech.

Ironiczny ton sponsoruje dzień spędzony w szpitalu z efektem zerowym. Stracony czas.
Infekcjo, zniknij! Zgiń, przepadnij, siło nieczysta!

Marzy mi się nowy szablon.
Zaczynam brać blogowanie na poważnie. Serio serio, nie ściemniam.
To wieczór za oknem. Gwiazdy.
Statek kosmiczny wanted!

1 komentarz:

  1. Powodzenia w dezaktywacji aliena. Gorąco Ci tego życzę. Fajnie piszesz i cudownie haftujesz. Chętnie Cię czytam i wirtualnie wspieram. A.

    OdpowiedzUsuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)