Jestem typem domownika. Przez pierwsze trzy tygodnie pseudokwarantanny nawet nie zauważyłam, że coś się zmieniło. Pewnie dlatego, że odizolowałam się dokładnie 3. marca, czyli tydzień przed zarządzeniem #zostanwdomu.
Było nawet ciekawie. Skończyłam wszystkie zamówienia, trochę posprzątałam chacjendę, zaprojektowałam cały Nowy Domek, znalazłam idealny sprzęt AGD...
Aż doszłam do Wielkanocy. Tu po prostu wszystko się spsuło.
Czuję się jak w klatce. Robię średnio jedną maskotkę na tydzień. I to zazwyczaj w wersji breloczkowej (całe 4h pracy...).
Tuż przed śmiercią Tata dał mi dwie maszyny do szycia, których nie miałam czasu rozgryźć. Jedna raz dwa odmówiła posłuszeństwa... A w Wielkanoc ją naprawiłam! Dosłownie rozebrałam gadzinę na części pierwsze i śmiga!
Wróciłam do szycia, zamówiłam tkaniny na maseczki (coś muszę robić ;)). A one od tygodnia wiszą w eterze, bo każdy teraz szyje. Od poniedziałku bolą mnie flaczki i raczę się tonami leków przeciwbólowych.
Mój umysł krzyczy, że muszę jechać na kontrolę, tomografię trzasnąć... Ale jak?!
W czasach zarazy? Sześć lat żyję z tym pasożytem w symbiozie i co, mam jeszcze wiruska przygarnąć? Coby mi moje zeżarte płuca zjadł do końca?
Żyję w permanentnym strachu. O siebie, o Krzyśka (beze mnie on zwyczajnie nie ogarnie rzeczywistości...), o Mamę.
Boję się o koty. Boję się akcji "przeprowadzka". Boję się urządzania mieszkania. Online.
Jak to zrobić?!
Boję się. Ciągle się boję.
I to każdego dnia coraz bardziej.
Kochana Lucynko
OdpowiedzUsuńPrzytulam wirtualnie z całej mocy
Strach ma wielkie oczy
Nie rób tego! Nakręcasz się sama.
OdpowiedzUsuńPoza tym, wbrew pozorom, każdy( jakoś ) ogarnia rzeczywistość, kiedy musi.
Będzie dobrze - to sobie mów.
Pozdrawiam Cię
Tyle przeżyłaś i dałaś radę, i się nie poddałaś, to teraz też będzie wszystko ok. Pozdrawiam i ślę moc pozytywnej energii ;)
OdpowiedzUsuńteż przeraża mnie myśl o wielu rzeczach mających wydarzyć się w przyszłości, a tak naprawdę ten strach jest nieuzasadniony i mimo to, że staram się to sobie jakoś tłumaczyć to wychodzi słabo.
OdpowiedzUsuńTeraz lepiej odpuść sobie kontrole, w szpitalu jest bardzo neibezpiecznie. Trzymaj się w zdrowiu, pozdrawiam Cię :)
Lucy kochana,dasz radę..byle tylko cię nic nie bolało..:) no wiem..wiem jaka jest sytuacja
OdpowiedzUsuńJest parszywie dla wszystkich,choć dla niektórych jakby bardziej.Też żyjemy online..fakt,ze przeprowadzki online zrobić nie sposób,ale masz wspaniałego męża,będzie ok:) Pisz,moze coś wspólnie poradzimy,od tego też są te wszelkie internety.Zawsze jest jakies wyjście,naprawdę
Tulam,pozdrawiam,trzym się!
przesyłam moce i ciepłe myśli;D
OdpowiedzUsuńLucyna, odkąd tu weszłam kilka lat temu jesteś dla mnie wzorem. Nie możesz się poddawać, hahha bo co będzie ze mną? Głowa do góry! Będzie dobrze!!!
OdpowiedzUsuńNa badania spróbuj jednak się zapisać
Przede wszystkim - życzę dużo zdrowia! A po drugie - w najbliższym nam szpitalu było ognisko tego badziewia, a jednak mój mąż zdecydował się pójść do przychodni. Baliśmy się, tym bardziej, że mieszkamy ze starszymi teściami, ale w naszym przypadku, przy zachowaniu środków ostrożności wizyta w pieczarze zła się udała. Oby i Tobie się udało! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń