Z drugiej strony pilnie muszę umyć podłogi. Wątróbka z Dnia Kota jest wszędzie ;)
Jednocześnie chcę pohafcić. Tak, wróciłam :D Powoli zbliżam się do końca Luny. Ale bardzo powoli się zbliżam. Ślimaczym tempem nawet bym rzekła.
To już drugi z wyszywanych przeze mnie koni.
A w sumie to pierwszy, bo zaczęłam go wyszywać jakieś... cztery, pięć lat temu? @_@
Drugi (a jednak ukończony jako pierwszy) wyglądał tak:
Kocham konie.
Oj, pojeździłabym.
Wiatr we włosach, ich siła mięśni i... te mięciutkie chrapy na twarzy, gdy się witają :D
Ale to może jak zrzucę z cztyrdzieśi kilo. W stanie obecnym to chyba jedynie shire by mnie uniósł.
nie wiem
OdpowiedzUsuńteż mam ten problem:/
hm
a konie -cudne!!
Problemom mówimy nie!
UsuńWiosna! Cieszmy się!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLuna przepiękna!!!
OdpowiedzUsuńJakoś wiosennie się u Ciebie zrobiło 😉
Wiosna, buja w obłokach. Wiosna, piosenki śpieeewa!
UsuńProstota kluczem do sukcesu ;)
Ten visual super !!!
OdpowiedzUsuńI optymistyczny
No, w koncu dogodziłam. I chyba znalazłam "swój" look ;) Pozdrawiam :D
Usuń