Najpierw odezwała się wątroba, bo ona definitywnie nie znosi stresu. Nałykałam się przeciwbólków. A, że ostatnio poważniejszy atak miałam jakoś we wrześniu to... No, odwykłam od ćpania. I złapałam fazę pt. "Kaj jo je i czy to sen, czy już rzeczywistość". W tym stanie postanowiłam zrobić sobie termofor.
No i wlewam do niego wrzątek, ale ta termoforowa dziurka jakoś się pomniejszyła i była mniej stabilna, niż zazwyczaj... No i wylałam sobie na rękę z pół litra wrzątku.
Bo, oczywiście, reakcje opóźnione naćpaniem. Zanim w ogóle zauważyłam, że woda leci mi po palcach, wysłałam smsa do mózgu, że ma przestać lać wodę i wrzucić ten cholerny termofor do zlewu (nie na ziemię, bo koty wszędzie... Jak zawsze, gdy się tylko do kuchni wejdzie) to było już po ptokach. Cały wieczór leżałam z ręką w lodowatej wodzie.
Ale to dopiero było preludium. Około 20 zaczęło się piekło.
Migrena. Ale nie "migrena", tylko MIGRENA. Taka z rzyganiem, sraniem, światłostrętem i łzawieniem oczu. All inclusive.
Zasnęłam o 21 i nie obudziłam się aż do rana. Rano jakby trochę lepiej z głową, ale brzuszek ma jakieś wonty.
Tylko, te wonty jakieś dziwne. Jakby nie moje. Bardziej fantomowe.
I dzwoni Mamuśka, że to ją brzuch z nerwów napiernicza. Ocho. To ja już wiem.
Z Mamą mamy szczególną więź. Dzwonimy do siebie w tym samym momencie, chorujemy w tym samym momencie, nawet nie muszę z nią rozmawiać, żeby wiedzieć, gdy coś jest nie tak.
Identycznie mam z Krzyśkiem, chociaż tu już bardziej ma poziomie emocjonalnym.
Wychodzi rano do pracy, radosny jak skowronek. Nagle przychodzi 13 czy 14 i łapie mnie, nie wiadomo po co, dlaczego i na kogo, mega wkurw. Taki nie do wytrzymania. Mam ochotę rzucać talerzami, garnkami, a przede wszystkim tasakami.
Po chwili Mężny dzwoni, że ktoś go w pracy wkurwił.
Nadeszły czasy, gdy magię się wyśmiewa. Gdy się jej nie rozumie.
Magia to nie różdżki i zaklęcia. Chociaż te drugie też potrafią działać.
Magia to ten świat, który przysłaniają nam komputery, telewizja i telefony. Magia kwitnie, gdy masz czas myśleć.
Wystarczy chwilę się ponudzić, żeby to dostrzec. We wszystkim.
W kwiatku, który rozkwitł, a był na granicy śmierci. Tylko tak czesto do niego mówiłaś, żeby się nie poddawał i walczył, że w końcu posłuchał.
Magia jest w kocie, który spojrzy Ci w oczy i przyjdzie na mentalne zawołanie. Chociaż Twoje usta nie drgnęły.
Magia jest w powietrzu, gdy namacalnie czujesz wiosnę w powietrzu, chociaż jeszcze śnieg pokrywa ziemię.
Dzisiaj poczułam wiosnę. Nie wiem, dlaczego, bo mamy styczeń. Teoretycznie środek zimy. Ale coś czuję, że zaraz nam przebiśniegi zakwitną.
Nuda jest piękna.
To z nudy powstają najlepsze pomysły, nudzenie się rozwija kreatywność, podnosi poziom energii.
Nuda... Jest lekiem.
Takim za darmo i gratis, w prezencie.
Właśnie nudzę się w wannie, w gorącej wodzie. Brzuch się trochę uspokaja. A zaraz będę wiedziała, co w tym brzuchu siedzi.
Trzymajcie kciuki :)
Edycja:
Ha! Tomografia mówi, że mamy stabilizację :D
Węzły przysercowe zmalały, największe zmiany na wątrobie również. Węzły chłonne w bebaszkach do 13mm, dalej naciek na trzustkę (ale to mam już z dwa lata). Węzły przy płucach się opanowały i wróciły do normy. Jedynie prawy jajnik, w sensie ten mój jedyny, szarżuje. Ale już w tk zaznaczyli, że to torbiel, a nie, że przerzut.
Kości milczą ;)
Dobra nasza! Czyli jeszcze trochę Was powkurzam ;D