piątek, 22 marca 2019

Gacuś na celebrytę!

Mam do Was dzisiaj prośbę :)
Wrzuciłam Gacka na konkurs na najlepszego kota w Żorach.
Link!
Proszę Was o głosy. Można głosować raz dziennie na stronie, lub nieograniczoną ilość razy smsem.

A teraz udowodnię Wam, że Gacek rządzi :)







Tak. Gacuś jest typowo moim kotem :D

czwartek, 21 marca 2019

Myśli szpitalne - zbiór vol2

W łazience na korytarzu śmierdzi mordowanymi biedronkami.

* * *
Wsadzenie słuchawek do uszu (nic nie musi z nich lecieć) jest czasami jedyną metodą, aby usłyszeć własne myśli.

* * *
Mamuśka nie jest największą gadułą na świecie. I wiele, oj wiele, jej do tego brakuje.

* * *
Jestem zszokowana. Pierwszy raz w życiu dostałam w szpitalu tabletki, które mam brać w domu. DOSTAŁAM. Nie "kupiłam". Dosłownie DOSTAŁAM. 
Jejuś, jestem zachwycona i czuję się zaopiekowana :) 

* * *
Żarło szpitalne stało się dziwnie zjadliwe. 
Przedwczoraj na kolację był chleb z miodem i jabłko. 
Wczoraj na śniadanie chleb z wedliną i owsianka, na obiad zupa pomidorowa i kawał miecha w sosie z kaszą (plus sałatka!), na kolację chleb, jajecznica i SAŁATA! 
Dzisiaj na śniadanko platki kukurydziane z mlekiem oraz kanapki z twarogiem, do tego gruszka (mniam!), na obiad zupa marchewkowa (nie polecam ;)), kasza z piersią z INDYKA oraz fasolka szparagowa. Na kolację były kanapki z kiełbasą i PAPRYKA. 
Ja nawet w domu nie jem tyłu warzyw ;))) 

* * *
Dowodem na jakość wyżywienia są puste lodówki na oddziale. We wszystkich trzech jest samo mleko. A ja mam całą lodówkę tylko dla siebie - moje jogurty też mają pobyt luksusowy. Ja dzisiaj nocuję sama na sali. Czuję się jak w sanatorium ;) 

* * *
Kawa i książka to połączenie idealne :) 

środa, 20 marca 2019

Garść myśli szpitalnych.

Nigdy nie śpię na brzuchu. Za to w szpitalu na brzuchu śpię nagminnie.
Po pierwsze - jest to jedyne praktyczne wykorzystanie mojego tłustego bebeszka - świetnie izoluje resztę ciała od kontaktu z mega twardym materacem.
Po drugie - nienawidzę szpitalnych sufitów. Są obrzydliwe. I wszędzie takie same. Obojętnie, czy leżysz w Żorach  Katowicach czy na Ligocie - wszędzie są te same kasetony. Nawet w robocie takie były.
Po trzecie - w końcu czuję się jak kobieta posiadająca piersi. Jestem prawie płaska, a twardy materac udowadnia, że jednak nie ;)

* * * * * * * * *
Osoby starsze rzeczywiście gorzej radzą sobie psychicznie podczas choroby. Od jakichś 30h słucham historii raka jednej ze współlokatorek. Wiem nawet, jak miała na imię jej koleżanka z sali sprzed 3 lat. Serio.
A najgorsze jest to, że mam świetną pamięć i będę te wszystkie opowieści pamiętać jeszcze przez kilka lat. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że każda z tych historii została przytoczona już przynajmniej pięć razy.
Dobra, gorsze jest to, że mam kolejną przyszywaną babcię. To już siódma.
A ja akceptowałam jako Panią Babcię tylko Marysieńkę.

* * * * * * * * *
Atmosfera na onkologii jest ciężka nie od chorób i nieszczęścia. Jest ciężka od bolesnych wspomnień.
Do dzisiaj pamiętam jak płakałam w szpitalnym parku na ławce, gdy Pani Marysia zmarła. Tuż obok mnie na sali. A chwilę później Gosia dobiła mnie informacją, że Beatka też nie żyje. I Krysia też.

* * * * * * * * *
Chyba jestem za twarda. Czasami odnoszę wrażenie, że nie ma we mnie już współczucia.
Czytam żale matek dzieci z autyzmem czy zespołem Downa i mam ochotę nimi wstrząsnąć. To, że są inne nie znaczy, że są gorsze. Przynajmniej będą żyły.

* * * * * * * * *
Często w myślach obliczam, ile jeszcze dany pensjonariusz szpitalny pociągnie. Ile jeszcze zniesie.
Jeszcze nigdy nie pomyliłam się w swoich kalkulacjach.
Ale ciągle mylę się w kwestii osób "niesmiertelnych". Zmarły wszystkie moje koleżanki. I wszyscy koledzy. A wszyscy mieliśmy żyć jeszcze długo, długo, długo. Wiecie, amerykański happy end.
Dalej trzymam się teorii, że to przyjaźń ze mną wszystkich zabija.
Jestem wampirem. Wysysam życia innych, aby samej jeszcze trochę przetrwać.

* * * * * * * * *
Odremontowali fontannę w parku. Anioł, który na niej siedzi, wygląda teraz na jeszcze bardziej przygnębionego.

* * * * * * * * *
Za każdym razem, gdy mój lekarz ląduje na L4, mnie udupiają w szpitalu. Widać tylko moi lekarze są odporni na ciężkochorobowość lucyniastą.

* * * * * * * * *
Gdy tylko spojrzę na fasadę szpitala, na okna oddziału, na przejście między budynkami, widzę ogień. Mam dziwne przeczucie, że ten budynek kiedyś spłonie. Nie pytajcie. Czasami mam takie dziwne przeczucia.

* * * * * * * * *
Oddział onkologiczny jest przerażający. Ale nie aż tak bardzo, jak fakt, że wszyscy mnie tu znają. Nawet na badania wypuszczają mnie samą.

* * * * * * * * *
Nasz salowy też szydełkuje!

* * * * * * * * *
Dostałam nowe przeciwbólki. Są tak zajebiste, że działają nawet na to, czego nie przyjmowałam do wiadomości. Okazalo sie mianowicie, że plecy bolą mnie przez 90% czasu. No, już nie. Bo antybólek ubija nawet ten ból nieuświadomiony.
Po pierwszej kroplówce z nim poszłam na spacer. Zauważyłam nawet, że krzaki puściły już pączki. Jakoś w ataku wątroby mi to umknęło.

* * * * * * * * *
Spać. O 22 tu jest już głęboka noc ;)
I wkurwia mnie wstawanie o 5 rano.

niedziela, 3 marca 2019

Niedobrze, gdy za dobrze?

Było pięknie i kolorowo, jednorożce hasały po tęczowej polanie mojej ślicznej i uroczej rzeczywistości. I nagle się znowu zjebało.

Boli wątróbka. Zapomniałam, jak to jest!
W sumie to boli mnie chyba wszystko - kręgosłup, żebra, wątroba, czasami głowa, do tego wszystkie paliczki w dłoniach i stopach. Okazuje się też, że bycie własną szefową to chujowa robota - nie mam komu oddać L4. Maskotki leżą i wołają, opóźnienia robią się coraz większe, a ja nie mam siły się wziąć i je nadrobić. A to dosłownie z 4h i będę na bieżąco!
Ale 4h w obecnym stanie to cała wieczność...

Już we wtorek jadę na kolejną chemię. Tym razem zostaję na noc. I będę tam już sobie tak zostawała przy każdej kolejnej chemii. Zmiana przepisów podawania cisplatyny, czy tam gemzaru. Kupiłam sobie już pseudopiżamkę. I jest urocza! Pluszowa koszulka w rozmiarze 58-60, w której tonę i sięga mi do kolan, oraz dresowe spodnie. Jakoś zwykłe piżamy w szpitalu do mnie nie przemawiają ;)
Będę sobie paradowała jak modelka (very)plus size po nowym oddziale. W końcu skończyli (podobno ;)) remont. I dlatego też chcą mnie udupić na całą noc - w końcu mają na to miejsce.
Zastanawiam się tylko, ile włóczki i waty silikonowej (wypełnienie maskotek) uda mi się wepchać do plecaka razem z piżamkopodobieństwem, ręcznikiem, kapciami, kosmetyczką, słoikiem kawy i dwoma kartonami mleka. Mam za mały plecak. Stanowczo.
Widział ktoś gdzieś fajne torby podróżne? Taka na 20-25l mi wystarczy ;)))

Chyba mam stresa.
I chyba przez to się chujowo czuję.
Tylko nie umiem się przestać stresować i lepiej poczuć, ot tak, na zawołanie.
Odwykłam, cholera.

A w ogóle... Odkąd weszło na rynek Storytel jestem wierną subskrybentką. Znaczy się byłam, bo okazało się, że w Empik Go mają całą serię o Mordimerze Madderdinie.
I tak sobie szydełkuję i słucham.
Ostatnio padło na... Anię z Zielonego Wzgórza.
W dzieciństwie nie przypadła mi jakoś do gustu. Pewnie dlatego, że zbyt wiele mamy ze sobą wspólnego ;) Ta jej pogoń za emocjami i pięknem! Absurdalne wpadki!
No cała Lucynka ;)
Później przesłuchałam Anię z Avonlea, teraz jestem z Anią na uniwersytecie.
Cudowne jest to, że książka mająca ponad 100 lat potrafi być dalej tak aktualna.