Dotyczy ona żółci. W sensie - żółtego koloru.
Kilka dni temu Kawaler rzucił mi własnie takim tekstem.
Wpadłam w lekką paranoję.
Odgrzebałam nawet starą skalę bieli, która była dołączona do pasty do zębów.
I tak z uporem maniaka przykładam go do oczu, aby sprawdzić, czy białko dalej jest białe, czy może już wpada w odcień żółci.
Dzisiaj powstała już sytuacja skrajna.
Patrzę na wnętrze dłoni, a ono żółte czystą żółcią!
Biegnę po moją miarkę, przykładam do oka. Niby bez zmian, biel niemal idealna.
W panice szoruję ręce. Gąbką, szczotką, wszystkim, co wpadnie w dłonie.
Nawet niechcący zahaczam spojrzeniem o Domestos, śmiejący się ze mnie z półki.
Ale... kolor puszcza. Skóra znów różowiutka.
Zerkam jeszcze raz do lusterka. Wokół ust żółta ramka.
Yhym...
Zawał z powodu kanapki z musztardą?
Jak widać - da się ;)
buhahahaha!!
OdpowiedzUsuńskąd ja to znam :ppp
Też masz miarkę koloru białek? :D
Usuń