Znam ból. Poznaliśmy się dogłębnie jakieś cztery lata temu.
Jest jak stary kochanek, który nieproszony wraca tylko po to, aby zapytać nonszalancko "No hej, co tam?". Wcale go nie lubię, mam dość jego buciorów na czyściutkiej podłodze mojego słodkiego domku, ale on ma to w dupie. Wraca, żeby coś jeszcze zepsuć. Zdeptać. Zniszczyć.
Włazi do małżeńskiego łóżka, rozkłada się arogancko na kanapie w dużym pokoju.
I tak trwa, chociaż nikt go nie zapraszał.
Znam go. I wcale nie chcę. Lepiej mi bez niego.
Ale jednak jest. I ciężko go zignorować, gdy szczelnie otula sobą każdą jedną cząstkę mojego ciała.
Przeżyłam kolejną noc, a wcale nie jestem z tego powodu szczęśliwsza.
Magma płynie mi w żyłach, a ogień trawi kości.
To nie jest życie.
To wojna. A ja trafiłam na pierwszy front.
Kurwa. Znowu.
Lucynko, noo
OdpowiedzUsuńtaki żołnierz wcielony do armii wbrew woli i zdrowemu rozsądkowi
tulam cieplutko
Trzymaj się, silna Kobietko:*
OdpowiedzUsuńBól to najgorszy towarzysz tej choroby. Szczerze współczuję. Wcale nie musisz być dzielna. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLucyna, jestem pod duzym wrazeniem twojej osoby, tego jak piszesz, jak zyjesz, jak walczysz. Dziewczyno, mysle duzo o tobie, trzymam kciuki, dawaj znac od czasu do czasu, co u ciebie. usciski, kama
OdpowiedzUsuńLucy, pozdrawiam i ściskam mocno 🌹🌷🌸
OdpowiedzUsuńMyslami jestem z Toba. Trzymaj sie!
OdpowiedzUsuńjak tam? myślami jestem z Tobą
OdpowiedzUsuń