Ostatnio cierpię na straszną nudę.
O dziwo, energii mam mnóstwo (wczoraj przekonał się o tym Kawalerowaty, gdy niedopatrzenie włączył mi "She Bangs" Rickiego Martina... I zobaczył prawdziwy szał sadełka :D). Tylko nie umiem zupełnie jej ukierunkować!
Posprzątałam już w ubraniach i dokumentach. Od przyszłego tygodnia biorę się za drobnicę. Zaliczyłam nawet kolejne L4 (grypa żołądkowa, poczułam się znowu jak podczas chemii :/), podczas którego pracowicie układałam papiery w zgrabne kupki, a później wkładałam je do segregatorów.
Powoli czaję się na kuchnię... Ale po drodze, czyli dzisiaj, wyszorowałam nawet filtry w akwarium.
Leżę teraz na kanapie, obok leży wyszywanka, a mi... Się nie chce wyszywać!
Mi się chce coś robić. Coś!
Coś dużego, wyzwaniowatego, trudnego i... I fajnego.
A tu zaraz trzeba iść spać, bo rano do pracy. Uh.
Nie wiem, może pozamiatam pustynię?
Jakby chociaż pogoda była lepsza... Wtedy zawsze mogę liczyć na niezawodne okna - zawsze wymagają umycia. A to nie lada wyzwanie! ;)
A to jest post numer 400 :D
O matko i synowo, żeby mi się chciało chociaż w połowie, tak jak Tobie ; pp
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita, chętnie sprawiłabym Ci przyjemność, bo u mnie miałabyś dopiero pole do popisu; szkoda, że tak daleko mieszkam;))
Twój wpis znów sprawił, że rumienię się ze wstydu i biję w piersi. No i cudnie czytać, że jesteś znów sobą :**
Post numer 400 godzien toastu! Pożyczyłabyś trochę tej energii?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam z anapy, ale mnie akurat nie rozpiera żadna energia:P
OdpowiedzUsuńgratuluję czterech setek:))))
No zazdroszczę energii, ja od pracy przed kompem mam już dość i mroczki przed oczami (na szczęście nie te z M jak Miłość) ;)
OdpowiedzUsuń