wtorek, 14 stycznia 2020

Wiecznie niezadowolona


Ciężko być mną.

Nie będę narzekać na chorobę, świat i życie. Nie tym razem.
Ponarzekam troszkę na siebie ;)

Jestem genialnym wymyślaczem. Mam w tym mistrza. Wymyślę wszystko: zbuduję strategię przejęcia władzy nad konikami polnymi, skonstuuję machinę oszukującą automaty z napojami, a w wolnej chwili, na kolanie, naskrobię plan oblężenia najbliższej pasmanterii.
Mam mnóstwo świetnych pomysłów.
Ale cały ból polega na tym, że chciałabym zrealizować je wszystkie. NA RAZ!

Do tego nie wystarczy mi, że coś jest zrobione. Mogłabym pisać scenariusze do brazylijskich telenoweli. Zawsze znajdę coś, co mogę ulepszyć, usprawnić, a w gruncie rzeczy - wszystko wydaje mi się być nieukończone.

Spójrzmy chociażby na bloga.
Chciałabym, żeby miał śliczne etykiety, piękną grafikę, spójne zdjęcia, do tego ładnie posegregowane wpisy, a jeszcze chodzą mi po głowie przynajmniej trzy serie notek.
Najchętniej założyłabym nowego. Żeby był idealny.

Patrzę na fanpage i widzę, że mam do zrobienia nowe zdjęcie w tle, nowe profilowe... Wszystko takie niepasujące do siebie i skrajnie nieprofesjonalne.

Dochodzą jeszcze trzy świetne pomysły "biznesowe".
Ale czy je realizuję? Nie!
Cały dzień męczyłam się dzisiaj z grafiką, bo po raz kolejny uznałam, że potrzebuję fajnego logo.

Bo, muszę zaznaczyć, nigdy nie jestem do końca zadowolona z tego, co zrobię. Zawsze znajdę dziurę w całym, jakiś szczegół, który mnie irytuje.
W tym momencie na przykład bardzo irytuje mnie zła jakość grafiki w tle na FB.
I jutro to, kuźwa, naprawię.

Powoli uczę się odpuszczać. Zaznaczać granice danego projektu. Nie bawić się w nieskończone poprawki.
Do tego trzymam się planu pod tytułem "tylko cztery projekty na raz". Projekty, czyli realizowane cele ;)

No i przez to wszystko brakuje mi doby. Serio, czasami nie wiem, w co mam ręce włożyć. A przecież potrzebuję czasu, żeby czasem się umyć. Bo na jedzenie i sen już całkowicie nie umiem wygospodarować dostatecznej ilości czasu. Jeżeli nie zauważyliście - jest po drugiej w nocy. A ja jeszcze z godzinę posiedzę.

Chciałabym mieć wszystko w dupie. Oj, jak ja bym chciała pozbyć się moich ambicji. Poczuć, że moje pomysły są złe.
Żebym mogła po prostu zająć się tylko i wyłącznie sobą...

Ale to chyba nie byłabym ja.

Póki co melduję, że nowy cykl na blogu się opóźni. Znacznie. Mam przed tym jeszcze kilka projektów do zrealizowania.
Ważniejszych. Bo dotyczących mnie samej.
Potrzebuję czasu dla siebie, zwyczajnie.

Coś dla ciała, coś dla ducha, coś dla świata i coś dla pracy. Taki jest plan działania na przyszłość.
Będę się tego grzecznie trzymać.
Oby.

Poza tym... Nic nowego. Dalej nie odebrałam wyników tomografii. Nie krzyczcie. Nie rugajcie. Nie pouczajcie.
Od połowy grudnia czuję się wyśmienicie.
I nie mam najmniejszej ochoty słychać czyichś rad ;)

A jeżeli chcecie czasem poczytać, co mi siedzi w głowie, wchodzcie na Lucynkownik. To taki malutki pamiętniczek. Blog starej generacji.
Istnieje tylko po to, żebym umiała poukładać swoje myśli.
Tylko się nie przerazcie, sensu tam raczej nie odnajdziecie ;)

No. To tyle. Do usłyszenia!

4 komentarze:

  1. Dobry pomysł z tym Lucynownikiem. Takim blogiem w blogu. Ja to nazywam brudnopisem, ale nie pozwalam czytać nikomu. Cudownie przeczytać, ze czujesz się dobrze. I oby tak już do końca świata i o jeden dzień dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ci powiem szczerze, że czasem też nie mam czasu dla siebie samej i już raz próbowałam żyć wg planera czasu - tu praca, tu dom a tu dzieci i ja sama. Ale planer poszedł się bujać już po tygodniu, bo albo planowanie było do bani albo wyskoczyło coś niespodziewanego. Plus tego planowania był taki, że pierwszego dnia poustawiałam sobie priorytety hafciarskie i tylko dzięki tak zrobionemu planowi je zrealizowałam. Po 2 latach wracam do planowania, bo znów obowiązki mi się spiętrzają, a ja potrzebuję czasu dla siebie.... Może też spróbuj jakiegoś planera? Buziaki, trzymaj się ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez planera to ja bym chyba nawet z łóżka nie wyszła ;D
      Ale fakt, że musiałabym się lepiej postarać. Zastanawiam się, czy znowu nie zacząć prowadzić BuJo. Dla mnie to był najlepszy sposób planowania - rozpisywalam sobie cele, projekty, wszystko miałam w jednym miejscu. A tak, z gotowym planerem, to tylko się miotam od obowiązku do obowiązku...

      Usuń
  3. Lucynkownik, fajny pomysl. Spodobal mi sie wyraz "nadmyslicielstwo", tego mi brakuje w jezyku polskim, bo jak przetlumaczyc dobrze z angielskiego "overthinking" ? Tez na to cierpie, ale czasem udaje sie to zwalczyc (ale najpierw trzeba miec samoswiadomosc kiedy to nadmyslicielstwo wystepuje).
    Lucy, nie napisalas mi swoich gudniusow,ale rozumiem,ze bycie zajeta, projekty itp to chyba jest gudniuz, bo to przeciwienstwo deprechy, czy chorobska ktore zwalaja z nog i wysysaja energie. Moj gudniuz to kociczka ktora adoptowalam, cudenko. Broi, kocha, spi i baaardzo glosno mruczy.
    Lenka

    OdpowiedzUsuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)