Nie wiem, ile ciosów od życia jeszcze zaniosę, ani ile bólu dam radę udźwignąć.
Gacka, dokładnie tego Gacka, części mnie, już nie ma.
Postanowił nauczyć się latać. Z siódmego piętra.
Nie przeżył zderzenia z rzeczywistością.
Mam wyrzuty sumienia, że nie dopilnowałam. Że mogłam coś zrobić inaczej. Że mogłam chociaż wcześniej zauważyć, że go nie ma w domu...
Jednak z drugiej strony mam dowód, że kociej natury nie przeskoczysz, nie oszukasz, nie oswoisz i nie ogrodzisz nawet siatką.
W poniedziałek wieczorem, po całym dniu skuwania kafelek w łazience i wynoszenia gruzu, zauważyliśmy, że nie ma Gacka. W sumie cały dzień wszystkie koty siedziały w każdej ciemnej dziurze, bo zwyczajnie głośno było. Szybkie ogarnięcie stanu mieszkania, przegrzebanie szaf i przestrzeni pod meblami. Nie ma. Na balkonie siatka dalej wisi, w oknach też. Pewnie wyszedł drzwiami, nie? No to idziemy na klatkę i do piwnicy go szukać.
Wracamy na chwilę do domu, bo może jednak wypełzł z jakiejś nory? Wychodzę na balkon. Nic podejrzanego. Wtedy Furia wyskoczyła na barierkę, łapą ruszyła siatkę i... Naszym oczom ukazała się ogromna dziura na łączeniu siatki ze ścianą. Normalnie przegryzione mocowania. Aż mi się słabo zrobiło.
Po dwóch godzinach, około północy, zaczęłam rozsyłać ogłoszenia. Krzysiek zasnął, a ja nie wytrzymałam w domu. Szukałam do trzeciej w nocy... Nic.
Rano telefon od sąsiada, że w poniedziałek rano sprzątali ciało jakiegoś czarno-białego kota spod naszych balkonów. Krzysiek dorwał panią sprzątaczkę i... Ona potwierdziła, że administracja wywiozła ciało naszego Gacka.
Mogłam sprawdzać siatkę częściej. Mogłam wcześniej zauważyć, że któregoś brakuje. Mogłam wiele. Mogłam.
A w sumie guzik mogłam.
Nie dalej, niż dwa tygodnie temu, wzmocniłam siatkę kilkoma (kilkunastoma?) trytytkami.
Cały dzień ogarnialiśmy cholerną łazienkę.
Nie było jak pilnować stada.
Zdaję sobie sprawę, że tysiące kotów nie miało tak szczęśliwego życia, jak nasz Gacuś. Nie miały brzuszka do wylegiwania się, szczotki do czesania futerka, pełnej michy, setek zabawek, ciepłego łóżka...
Ale kot dla mnie nie jest zlepkiem sierści, uszu, ogona i czterech łap.
To był MÓJ kot. Tak bardzo mój, że bardziej się nie da. Nawet całkiem niedawno o tym pisałam. Gacek był częścią mnie.
I teraz czuję się pusta. Jakby ktoś wyszarpał jakąś część mojej osobowości.
W domu czegoś brakuje.
Nie umiem pogodzić się z tym, że już nie zobaczę, jak do mnie biegnie, gdy tylko wypowiem jego imię. Nie będzie zaczepiał mnie łapką, żebym go poglaskała. Nie zacznie mruczeć przez sen, gdy tylko go dotknę...
A jeszcze w niedzielę czesaliśmy się na balkonie. Krzysiek chodził po domu z Gackiem na ramieniu. Wieczorem, przed snem, cieszyliśmy się, że w końcu zaczął się dogadywać z młodą i nawet zasneli obok siebie - Furia wtulona w mój bok, Gacuś na moim brzuchu...
A teraz go nie ma. Nie wita mnie w progu mieszkania, gdy tylko wrócę.
Nie patrzy mi w oczy błagając, żebym wzięła go na ręce. Nikt mnie nie pilnuje. Nie chodzi za mną krok w krok.
Mam jeszcze jakąś chorą nadzieję, że kiedyś się znajdzie. Że to wszystko okaże się pomyłką i zbiegiem okoliczności. Przeglądam ogłoszenia na olx ze znalezionymi kotami. Obserwuję profile okolicznych kocich stowarzyszeń. Może przeżył. Może gdzieś się zaszył. Może ktoś go znajdzie.
Gdy jestem na dworze, czujnie wypatruję bialo-czarnych plam w krzakach.
Wyobrażam sobie, jak go tulę na powitanie. Jak go całuję w ten śmierdzący pyszczek.
I zaraz wiozę do weterynarza, bo ostatnio był na antybiotyku i sterydach.
Wiem, że to nienormalne. Chore.
Ale trochę mi lepiej, gdy mogę go tulic chociaż w myślach.
Ledwie otrzasnęłam się po śmierci Reksia. A teraz to.
Nie będzie drugiego takiego kocurka.
Gacka. Gacusia. Gackomata. Geralcika.
Ciapatego sukinsynka.
Mojego czarnucha.
popłaczę wraz z Tobą, przytulam
OdpowiedzUsuńJa również :(
UsuńNiezabezpieczonych okien i balkonu nie mogę Ci wybaczyć... Lepiej upewnij się że takie coś już u Ciebie więcej się nie zdarzy.
OdpowiedzUsuńJak niezabezpieczonych?! Czytaj ze zrozumieniem.
Usuńwypadki się zdarzają wszędzie i wszystkim, nawet tam, gdzie są zabezpieczenia, Crocy52 poczytaj Za moimi drzwiami, tam nawet ogród był zabezpieczony i tam też doszło do nieszczęścia
UsuńTwój Gacek wyglądał identycznie jak moja Kitty. Kitty też była totalnie moja i tylko moja. Myślałam że mi serce pęknie gdy ją straciłam. Więc wiem jak się czujesz. I jest mi bardzo bardzo przykro. Serdecznie współczuję ......
OdpowiedzUsuńDzisiaj rozpłakałam się na widok szczotki do czesania. Gacek miał swoją ulubioną, której inne koty nie akceptują.
UsuńDalej to wszystko do mnie nie dociera :(
Chodzi o tego właśnie Gacka, na którego ostatnimi czasy głosowaliśmy?! Tragedia.
OdpowiedzUsuńDokładnie o tego :(
UsuńTe to sobie przypomniałam!
UsuńSerdecznie współczuję Lucynko!
Nic mądrego ani pocieszającego nie umiem napisać. Przytulam<3
OdpowiedzUsuńJa tez niczego poprawiajacego nastroj nie potrafie napisac - jedynie, Lucynko - on Ci nie chcial tego zrobic, zadnemu czlowiekow by nie chcial, nie zrobil tego przez wybor, to byl tragiczny wypadek. Kochal Cie i Twoj dom, kochal byc z Toba , po co mialby wybierac smierc?
OdpowiedzUsuńLudzie ludziom tak robia ale nie zwierzeta, zwierzeta maja wiecej uczuc i szczerej milosci.
Przytualam Cie, rozumiem jak Ci ciezko, jak sie wszystko w Tobie buntuje......
P.S. Chociaz grafika Twego bloga jest Twoim wyborem to dziekuje za jej zmiane, za jej prawie powrot do tej wczesniejszej ktora tak podziwialam i byla bardziej przejrzysta.
Płakać mi się chce razem z Tobą :(
OdpowiedzUsuńLucy droga, taki ładny kotecek..współczuję:)
OdpowiedzUsuńbardzo podobny do kocurka mojej wnusi:)
trzymaj się,Lucynko,też mi smutno..
boli...
OdpowiedzUsuńkotku światełko miłości w twe stronę
Raptem 2 i pół miesiąca temu przeżyłam to samo :( Do tej pory w to nie wierzę. Nie ma dnia żebym o niej nie myślała.. Też się obwiniałam, a tak naprawdę nic nie dałabym rady zrobić. Przykro mi, współczuję!😔
OdpowiedzUsuńPiękny człowieku o pięknych zielonych oczach... I wyjątkowo mądrym i cynicznym "piórze"...
OdpowiedzUsuńZrobiłaś/ Robisz i zrobiliście/ robicie WSZYSTKO, CO MOŻECIE, aby bliscy i dalsi byli jak najszczęśliwsi. Proszę, postaraj się w to uwierzyć!!!!!
Ja, osoba, która zna Ciebie tylko z bloga, a którą Ty przelotnie "spotykasz" w komentarzach, nabyła takiego przekonania na powyższej podstawie.
Dzięki Tobie Gacek wszedł do pamięci takich osób, jak na przykład ja.
Jako śliczne, kochane i niosące radość stworzenie.
A dobra pamięć stanowi prawdziwą, ogromną wartość...
Mój Elvis odszedł w marcu tego roku, zostawiając po sobie córkę u mojej kociczki. Był z nami aż 11 lat. Małą ze mną neistety nie może zostać i szukam nowego domku dla niej, a identyczna jest jak tata :P
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu twojej straty :(
Cholera no, nie mój kot a się popłakałam. Wspólczuję.
OdpowiedzUsuń