sobota, 28 stycznia 2017

Złudzeń moc

Człowiek łudzi się, że jak ma raka to nic innego mu już nie grozi.
No wiecie, przesyt nieszczęścia i chorób.
Nic bardziej mylnego!

I tak oto leżę sobie pod kocykiem z Ibupromem i Polopiryną za pan brat. Pół zawartości konta poszło na dragi, a ja wcale nie czuję się dużo lepiej.
Może by tak jakiś immunitet przeziębieniowy, hm? Nie wzgardziłabym!

W poniedziałek zaliczyłam onkologa. Cały początek lutego spędzę w Katowicach, na badaniach obrazowych. A od 13 lutego HARAT! lecim z chemią. Na początek tylko dwie serie. Może się uda tak szybko ubić przerzuta. W końcu ten z trzustki zniknął po pierwszej serii (a był większy).

Jakoś dziwnie spłynęła po mnie wiadomość o nadciągającym leczeniu.
Może dlatego, że gapię się w nasze nowe akwarium :)
Całe 200 litrów! Jest olbrzymie!


DZIĘKUJĘ! :)


A poza tym powoli do przodu. Dziergam sobie bransoletki, odpoczywam, walczę z bólem głowy (średnio skutecznie). Doglądam ikry skalarów (już dzisiaj wieczorem możemy mieć pierwsze maluszki :)).

Życie jest piękne, jakby nie było.
Tylko czemu mi z nosa cieknie?

(A na backstagu... ;))


piątek, 20 stycznia 2017

Przedzawałowo

Los widocznie chce odciągnąć moją uwagę od poniedziałkowej wizyty u onkologa...

Siedzim se przy obiadku, wszystko cudnie i przyjemnie.
Nagle HUK.
Akwarium pękło. Samo z siebie. Jakoś magicznie. Nie ruszane od dłuższego czasu...


Prędka akcja ratunkowa. Szybkie odławianie rybek, trzymanie szyb, żeby się nie rozleciało całkiem, wiadra dookoła, spuszczanie wody.


Płakać mi się chce. Normalnie mam ochotę ryczeć i wyć.
Nie dość, że fundusze niemal zerowe, kasa z Fundacji w oczekiwaniu już od dwóch tygodni, lekarz za pasem, to jeszcze moje ukochane akwarium, moja ostoja spokoju, oaza opanowania, wzięła i się rozleciała.
Nie wiem, co robić.
Jakby, kurwa, zbyt kolorowo w życiu było.
Jakby wszystko musiało się zepsuć, zniszczyć.
Jakbym nie zasługiwała chociażby na odrobinkę stabilizacji...

piątek, 13 stycznia 2017

Bo pies to fajny zwierz :)

Jaki pies jest chyba każdy wie:
ma cztery łapy (albo i nie),
długi ogon (albo i nie)
i szczeka (albo i nie).

Pies fajny jest.
Przytuli. Zaskamle. Zajrzy w oczy, głęboko i radośnie.
Wysępi najlepszy kawałek kotleta.
A gdy się nudzisz... On to zauważy.
I litościwie wyciągnie Cię na spacer.
Myślisz, że to on chce wyjść. Nie!
To Ty chcesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz :)

Może i w mrozy ciężko się zebrać w sobie i wypełznąć z cieplutkiego domku.
Może i szaleje ten gad na widok każdej piłki.
Może i ubrudzi każde jedne spodnie i każdą jedną kurtkę.
Ale za to podłogę w mieszkaniu wyścieli mięciutką kołderką ze swojej sierści.
I dogrzeje Cię w nocy. Nawet jeśli mówisz "nie wolno!", on wie najlepiej, że możesz zmarznąć i trzeba Cię szczelnie otulić swoim cielskiem.

Jeśli masz psa - rozumiesz, o czym mówię. Ale może się nie zgadzasz.
Jeśli miałeś psa, z którym los Cię rozdzielił - rozumiesz doskonale.
Jeśli nigdy nie miałeś psa... Może czas najwyższy?
Mrozy, schroniska zapchane, sierściuszki marzną. Czekają na swojego człowieka, który na wyłączność dostanie mokry nos, śmierdzący oddech i uśmiech od ucha do ucha :)
Zastanówcie się.
Tam gdzieś jest pies, który Cię potrzebuje...
Tam gdzieś jest pies, którego Ty potrzebujesz :)

Jaki pies jest? Każdy wie!
...a może i nie?

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Chyba jestem robotem o.O

Już w porządku.
Znowu jest dobrze.
Cicho. Spokojnie. Delikatnie.
Śmiem twierdzić, że rzeczywiście jestem jakimś terminatorem. Nowym gatunkiem robota.
Jak w programie wpisałam sobie komendę "nie martw się na zapas". I działa.
Mam jeszcze równo dwa tygodnie normalności. Martwić się będę 23 stycznia, u onkologa.


Póki co wyszywam. Czytam. Sprzątam. Chodzę z psem. Gotuję. Szcześciarzuję się na maksa.
A lada dzień rusza produkcja mydełek. Nie mogę się doczekać! :D

A teraz zabrzmię dziecinnie:
Kocham prezenty i upominki!
Dzisiaj przyszła nagroda z konkursu u Ani z Aniversum.pl (sorry, że tak bez odnośnika - z telefonu piszę, nie umiem stąd takich cudów robić ;)).
Jest to kalendarz Klubu Polki na Obczyźnie (pogrzebcie na Fb ;)).
I jest cudowny!


Z Mamuśką doszłyśmy nawet do wniosku, że jestem na okładce ;)
Oj, jak ja kocham kalendarze. I książki. A tu mam dwa w jednym. OCH!

I się uśmiecham od ucha do ucha.
Ciężko się smucić, gdy się dostaje takie śliczności :)))

Przekupna Lucyniasta, przekupna... ;)
Ale za to jaka szczęśliwa, ha! :D

posted from Bloggeroid

czwartek, 5 stycznia 2017

jak nie ja

Szykuje się najbardziej osobisty wpis w dziejach bloga. Doceńcie i bądźcie delikatni w ferowaniu wyroków.

Czasami mam wrażenie, że jestem już tak dobra w udawaniu, że sama nie wiem, co tak naprawdę czuję.

Momentami łapię się na chwilach zupełnego załamania. Mentalnie daję sobie po pysku, prostuję się i gnam dalej.
Jednak przy tym wszystkim mam wrażenie, że całe plany, nadzieje, cała codzienna rutyna i marzenia, wzięły w łeb.

I cóż mi po Reksiku w domu, skoro niebawem będzie musiał wrócić do Rodziców?
I na co było kombinowanie odnośnie własnej działalności?
I po kiego diobła zaplanowaliśmy urządzenie pokoju dla dziecka?

No i znowu daję sobie po facjacie.
Nic jeszcze nie jest przesądzone, nie wiadomo, jak się skończy historia z jebanym jajnikiem.

Ale i tak odpływam myślami w kierunku moich włosów, tak cudownych!
Ledwie parę dni temu Mężny powiedział, że brakowało Mu moich długich kłaków...

Włosy odrosną, owszem. Za kolejny rok. Albo półtora.
Dożyję?

Znowu plaskacz przez pysk.

Jeść. Trzymać się diety. Nie zapominać się. Ogarnąć chatę.
I po co..?

Napominam sama siebie.
Nie mogę wpaść znów w tą otchłań, którą dogłębnie zwiedziłam dwa lata temu.
Nie mogę sobie pozwolić na załamanie.

Nie brzmi to jak ja, co?
Sama nie poznaję.
I pewnie jutro będzie lepiej.

Jestem twarda, owszem. Przez 99% czasu pilnuję swoich myśli i zachowań, byle tylko nie wybiegać zbyt naprzód.
Ale ten 1%... On mnie martwi. Przeraża.
Boję się go.
Bo nie wiem, co mi w owym procencie, w tych niespełna piętnastu minutach dziennie, wpadnie do łba.


No i swoją drogą - łeb mnie boli. Coś jakbym zaryła intensywnie kantem w lewą stroną głowy.
Tylko, że nic takiego nie pamiętam.
A boli!

No nic.
Plan na najbliższy czas to pozbyć się zapasu alkoholu.
Likierki, wina, naleweczki.
I nie zamierzam ich wylewać.
Szykują się kolejne dwa lata abstynencji - trzeba to uczcić (minutą ciszy chyba o.O).

Kurwa, zróbcie coś!
Niech wróci Lycyniasta sprzed dwudziestu czterech godzin!

Wróci. Jak wytrzeźwieje.
(To była metafora. Chociaż może nie do końca... ;))

posted from Bloggeroid

środa, 4 stycznia 2017

Wyhopsasam tego skurwiela, punkt pierwszy.

Jestem po wizycie u onkologa.
Chce mnie schemić. Tak w ciemno.
I to cisplatyną z gemzarem.
Nie wiem już, co mnie przeraża bardziej: chemia czy operacja.
Ale chyba to pierwsze...
Kolejne konsultacje w trakcie załatwiania.
Nie lubię iść jak owieczka na rzeź.
Nie dam się..!
No chyba, że nie będę miała wyjścia.


Rozmówki w gabinecie onkologa:
Lekarz - Heparegen wypisać? Już sprawdzę odpłatność. Boże, on 80zł kosztuje! Ile go pani bierze?
Ja - No idzie jak woda. Od trzech do dziewięciu tabletek na dzień.

Lekarka nie odpowiedziała nic. Zbyt była zszokowana.
Tak. Sam Heparegen wychodzi mi nawet 240zł miesięcznie. A gdzie tam przeciwbólowe i suplementacja ;)))
Jeden dzień na Pyralginie to około 8zł...
Cieszę się, że mam rentę, ale jej wysokość (1040zł ;)) czasami mnie śmieszy (jednak częściej przeraża...).
Gdyby nie Wy, Wasze SMSy i wpłaty na moje Subkonto, to bylibyśmy w czarnej dupie.
DZIĘKUJĘ! :)
posted from Bloggeroid

wtorek, 3 stycznia 2017

Cel? Plaaan!

No witam witam w Nowym Roku :)
Jak się macie, co tam i w ogóle miło Was tu widzieć :D

Tak, humor dopisuje. I to bardzo!

Przedłużyli mi rentę o kolejna dwa lata.
Hip hip, hurraaa!

Sylwester był RE-WE-LA-CYJ-NY!
Dawno tak długo nie wytrwałam ;)

No i najważniejsze:
1 stycznia z Mężnym postanowiliśmy posiadać psa.
I szybciutko postanowienie spełniliśmy - już wczoraj wwędrował nam do domu ogromny kosz, trzy miski i... Reksiu!

Mój Reksiu, który przy przeprowadzce, przez cholernego raka, został w domu Rodziców.
Kiedyś mu obiecałam, że znowu będziemy razem...
No i jesteśmy :)))


To teraz idę przerobić mu szeleczki. I troszkę go dopieścić. Ach!!!