Jeszcze z pół roku temu chwaliłam się Wam moimi zdolnościami antykulinarnymi. Wszystko się zmieniło! Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że... mogę skutecznie udawać, że potrafię gotować!
Odkryłam kilka myków, które znacznie ułatwiają mi kucharzenie. Może i Wam pomogą :)
1. Bierz się za gotowanie tylko w (w miarę) posprzątanej kuchni.
Ciężko się skupić, gdy w zlewie jest masa garów, a okruchy chleba wpijają się w stópki ;)
2. Kupuj rozsądnie (czyli dobrze nie zawsze znaczy drogo, chociaż tanio zwykle oznacza kiepskość).
Trzeba sobie zrobić rozeznanie w produktach. Z doświadczenia już wiem, że z kiepskiej jakości produktów ciężko wyczarować coś dobrego ;)
3. Gdy coś nie wychodzi... improwizuj!
W sosie są grudki? Odpal blender. Nie chce Ci się mielić mięsa? Odpal blender. Chcesz szybko posiekać czosnek i cebulę? Odpal blender.
Blender jest odpowiedzią na trzy czwarte problemów z jedzeniem. Odpowiedzią na pozostałą ćwierć są a) przyprawy, b) minutnik ;)
Ziołami nadgonisz zagubiony smak i aromat. Nie żałuj. Nie są drogie, a czynią cuda. Szczególnie polecam przyprawy prymatowskie. Są na prawdę doskonałej jakości, a ceną nie odbiegają zbytnio od innych przypraw. Raz chciałam zaoszczędzić i kupiłam ziele angielskie innej znanej firmy... i kuleczki były zmiażdżone, malutkie i w ogóle nie pachniały. Kuleczki prymatowskie są wielkie, niemal centymetrowe! I pachną! Opakowanie przypraw kosztuje od 70gr do 1,50zł, a starcza spokojnie na miesiąc. No. Zioła prowansalskie to u mnie idą na kilogramy, ale jestem ewenementem ;p Swoją drogą, że miałam staż w Smaku, który został wykupiony przez Prymat. I, wierzcie mi, jeżeli pracownicy z czystym sumieniem szamają jedzonko, przy produkcji których pracują, to musi być ono świetnej jakości. I nie, nikt nie zapłacił mi za reklamę ;)
Drugą marką, którą uwielbiam jest Dawtona. Mają rewelacyjne koncentraty pomidorowe (z tych minisłoiczków zrobiliśmy słynny już przyprawnik ;)), doskonałe keczupy (nawet ziołowy do pizzy!) i cudne warzywa puszkowane. Do tego są w korzystnej cenie - pomidory w puszce kosztują około 1,70zł, czyli sporo taniej niż np. fix do spagetti. A zdrowiej! :)
W związku z mega zachwytami Jeszcze Kawalera nad wczorajszą obiadokolacją, postanowiłam podzielić się przepisem na lasagne. Jest na prawdę prosta i szybka :)
Metoda na głoda, czyli lasagne (lub spagetti)
Składniki:
mąka
masło (bądź dobra margaryna)
mleko
puszka pomidorów (całe lub w kawałkach, jeden uj)
mały koncentrat pomidorowy
makaron do lasagne
mięso mielone
żółty ser
duża cebula
2-3 ząbki czosnku
szczypta ziół - bazylia, oregano, zioła prowansalskie, pieprz ziołowy i sól
Na początek trzeba stworzyć spagetti i sos beszamelowy (brzmi egzotycznie, a jest banalny!).
Spagetti jest proste. "Zdrowy" sos robi się dokładnie tyle samo czasu, co gotowiec z torebki, czyli tzw. fix.
Na dzień dobry bierzemy cebulę i czosnek. Obieramy. Siekamy (wyciągnąć blender, nie chować). Następnie mięso mielone. Mój chłop lubi dużo mięsa, ja wolę mniej. Nie kupuję gotowego mięsa, tylko biorę kawałek karkówki lub szynki i siekam blenderem :) Mięska potrzebujemy z 200-300 gram. Jak będzie więcej lub mniej to nic się nie stanie ;) Zmasakrowaną cebulę z czosnkiem wrzucamy na gorący olej, dorzucamy zmielone mięsko i rozdrabniamy je widelcem lub drewnianą łopatką. Smażymy z 5 minut, aż straci różowy kolor. Otwieramy pomidory, dodajemy do mięsa, mieszamy. Dodajemy mały koncentrat (dwie wypasione łyżki). Mieszamy. Doprawiamy oregano, bazylią i ziołami prowansalskimi. W ciągu około 20 minut jest gotowe :)
Sos beszamelowy to nic innego jak masło/margaryna, mąka i mleko. Banalne jest.
Dwie łyżki masła rozpuszczamy w rondelku, dodajemy dwie łyżki mąki. Mieszamy dokładnie (ciągle na gazie). Jak się zrobi fajna paćka to dolewamy pół szklanki mleka. Znowu mieszamy. Jak zaczyna gęstnieć dorzucamy jeszcze szklankę mleka. Następnie pichcimy, mieszamy, aż paćka zgęstnieje. Jak teraz smakuje? No cóż. Jak mleko z masłem i mąką? ;) Doprawiamy solą (1/3 łyżeczki) i pieprzem ziołowym (dużo, około płaskiej łyżeczki). Mieszamy. Tadadaaa! Gotowe :) Na ewentualne grudki polecam... zgadliście! Blender! :D
Teraz robimy czary glówne. Czyli: trzemy ser żółty (im więcej, tym lepiej - około 200 gram to minimum). No dobra. Siekamy ser w blenderze ;) Bieremy żaroodporne naczyniszcze, najlepiej wysokie, smarujemy masłem (tudzież margaryną). Na dno wsadzamy warstwę makaronu. Warto poczytać na opakowaniu - ja jestem leniwa i ciężko chora (głównie na lenia) i wybrałam taki nie wymagający wcześniejszego gotowania ;) No, lecim dalej. Na makaron dajemy cieniutką warstwę sosu beszamelacośtam (warto wrzucić go do foliowego worka, zrobić w nim dziurkę i tak go lać), warstwa sosu bolońskiego (też cieniutko) i warstewka startego sera. I tak w kółko z 6-7 warstw. Na wierzchu powinna być warstwa sera. To jest najcudowniejszy element całej potrawy :)
Takie cosik wstawiamy do pół godziny do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.
Wyciągamy, chowamy się w kącie, aby nikt nam nie ukradł, i szamamy! Smacznego :)
Myślę, że raz na jakiś czas podzielę się z Wami moimi sposobami na szybkie obiadki :)
Co do portu - tak, dalej napierdala.